środa, 11 października 2017

54. Osoba, która wie wszystko

Zmrużyłam oczy.
- Co masz na myśli?
Odetchnęła głęboko, wycierając łzy i wbijając wzrok w podłogę.
- Prawie 18 lat temu... a może 17... Mieszkałam w domu pana Edwarda Misabielle i byłam... służką pani Isabelli. Państwo Gauntowie i państwo Misabielle znali się bardzo dobrze. Pani Isabella... bardzo kochała pana Morfina... Przyjaźniła się z... z jego siostrą, pani Meropą, i ona... to znaczy... ona chciała, by ją kochał... musiała znosić rodzinę, ale cierpiała. Pani Isabella chciała jej pomóc... chciała, ale nie mogła... pan Marvolo był zły i... i...
- I co dalej...? - spytałam. Tom nie spuszczał z niej wzroku.
- Rodzina Misabielle... ona nie dopuści do zerwania klątwy... wszystko to kłamstwo... całe wasze życie - spojrzała na nas - to kłamstwo.
Siedziałam przed nią nieruchomo. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. O co jej chodziło z tym kłamstwem? Dlaczego moje i Toma życie do kłamstwo? I dlaczego moja rodzina nie chce dopuścić do klątwy?



- Hina! - usłyszeliśmy głos babci.
Dziewczyna spojrzała za siebie, a potem na nas przerażonym wzrokiem.
- Uszy... - szepnęła - obrazy wszystko słyszą. To uszy, które... wiedzą więcej niż ja wiem... niż...
- Hina, chodź tu, dziewczyno!
Szybko podniosła się, zebrała wszystko i pobiegła w stronę babci, ocierając oczy rękawem.
- Co ona mówiła...? - spytałam i spojrzałam na Toma.
- Nasze matki się znały...
- Tom...?
- Nie mów tego nikomu, ale rok temu byłem u dziadka, ojca mojej matki, który powiedział mi, że uciekła z moim ojcem, a on ją porzucił...
- Czy to może oznaczać, że twój ojciec był pod wpływem amortencji?
- Przypuszczam, że tak - wstał, a ja razem z nim. - Myślę, że to jest powód, dla którego opuścił moją matkę. A dokładniej, pewnie przestała podawać eliksir i mój ojciec przestał być w niej zakochany. Przeraził się, że jest czarownicą... i zostawił ją... - zacisnął pięści, patrząc w przestrzeń.
Przytuliłam go.
- Nie denerwuj się tak. Wiem, że cię to boli, ale to przeszłość, która jest niezależna od ciebie.
Tom przez chwilę stał tak nieruchomo. W końcu objął mnie ręką i schował twarz w moim włosach.
- No no... para gołąbków się obściskuje publicznie? Nie wstyd?
Odskoczyłam od Toma, gdy usłyszałam ten głos, i rozglądnęłam się.
- Kto to powiedział? - spytał Tom.
- Ja, a kto? Duchów tu nie ma, co to, to nie.
Spojrzeliśmy na źródło głosu, którym okazał się obraz, a dokładniej mały, przygarbiony człowiek z laską. Stał w ogrodzie w brązowym ubraniu i spoglądał na nas dużymi oczami spod rozczochranych, siwych włosów.
- No ja - odparł krótko, trochę pijanym głosem.
- Milgardzie, nie przeszkadzaj młodym - prychnęła pulchna kobieta w fioletowej sukni z falbanami, siedząc w obrazie na drewnianej ławce między krzewami róż i poprawiając swój duży, elegancki kapelusz.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się miło.
Nie zauważyłam ich wcześniej. Chociaż... przecież to dom czarodziejów, więc coś takiego jest tu normalne.
- Miłość, ach, miłość! - uśmiechnęła się kobieta, obejmując swoją twarz dłońmi w jasnych rękawiczkach.
- Kobieto stara, co tam o miłości gadasz, Rozalio. Za stary jestem, by się z tobą kochać! - żachnął się Milgard.
- Nie przy młodych, Milgardzie! Trochę kultury zachowaj - znów prychnęła.
- Dobrze, że trójkąta nie było - zaśmiał się i zakaszlał wręcz równocześnie. - Obie bez ubrań bym zobaczył.
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego z oburzeniem.
- Chodź, Andrea - powiedział z naciskiem Tom, chwycił mnie za rękę i odwrócił się.
- Nie słuchajcie go, młodzi - zawołała za nami Rozalia. - On stary to i starość ma w głowie. Miłość jest piękna! Ale uważajcie na drogą panią domu... Wbrew pozorom wścibskie babsko z niej jest... och, przepraszam. Wiem, że tak mówię, przepraszam, ale co prawda to prawda - pokiwała głową.
- A jak wypaplacie to, co ta Japończyca wygadała... O! Życie wam to dopiero będzie niemiłe! To miała być tajemnica, ale Japończyca nie chce trzymać języka za zębami - odparł Milgard.
- O czym mówicie? - odwróciłam się. - Wiecie coś o amortencji jego matki? - wskazałam na Toma, który nawet nie drgnął na żadne ich słowo.
- Tak, o amortencji ten dziewuchy.... rany, co za okropna była! - odparł Milgard. Poczułam, jak Tom zacisnął swoją dłoń na mojej. - Brzydka, ma się rozumieć. I ciągle łaziła w łachmanach, i płakała... ech, nie dziwię się, że użyła amortencji. Ten jej kochanek... Thomas, tak? Był porządnie ubrany, widać z dobrego domu. I przystojny. A ona? Jak ścierwo, które...
Tom zamachnął się i z ogromną siłą uderzył pięścią w ścianę. Milgard natychmiast umilkł, patrząc na niego, a obrazy zakołysały się. Tom oddychał szybko, przyglądając się starszemu mężczyźnie.
- Zamknij się - warknął - i nie mów tak o mojej matce.
- Tom - spojrzałam na niego z troską.
- Och... czyżbyś ty był jej synem? Podobny jesteś do tego mężczyzny. Ja pamiętam, wisiałem w tamtym domu Misabielle'ów. Przeniesiono mnie tutaj, by córka tego Edwarda o niczym się nie dowiedziała. I nie tylko ja, wielu zostało zabranych stamtąd z tego powodu. Ale powód ten jest inny, oj tak! - mówił Milgard.
- Milgardzie, chyba im o tym nie powiesz? - spytała z drżącym głosem Rozalia.
- Ucisz się, kobieto - prychnął na nią Milgard.
Rozalia odwróciła głowę i zaczęła wachlować się białą chusteczką.
- Amortencja nie była bez powodu, jak się później dowiedzieliśmy. Miała zatrzymać klątwę.
- Jak to zatrzymać? - spytałam.
- Tak to... Człowiek, który urodzi się pod wpływem amortencji, nie może poznać miłości, czy sztucznej, czy prawdziwej. Eliksir miłosny miał osłabić klątwę. Miał ją przerwać.
- Jak? - dopytywałam.
- Czy ja wiem? - wzruszył ramionami Milgard. - Księga jestem? Nie wiem. Ale ta dziewka... Meropa znała klątwę. Mówiła, że liczy, iż jej syn i córka Isabelli ją przerwą, by żadna z rodzin nie musiała już cierpieć. Meropa liczyła na to, że jej ród odzyska bogactwo i będzie mogła spokojnie żyć, a Isabella pragnęła pomóc Morfinowi. Czy to się stało? Czy to się sprawdzi? Tylko Niebiosa znają przyszłość.
- Wiesz, kto mógłby nam pomóc?
Milgard rozłożył ręce w bezradności.
- Ja wiem - odparła Rozalia. - Skoro już powiedział - zerknęła na Milgarda, krzywiąc się, a on machnął na nią ręką. - Jest stary obraz, co pamięta stare dzieje. Ale jest on w gabinecie pani domu. Wątpię, że was wpuści. Poza tym jest chroniony potężną magią... albo zwykłym kluczem, ja tam nie pamiętam - wzruszyła ramionami.
- Skąd wiesz takie rzeczy, kobieto stara? - spytał Milgard.
Prychnęła.
- Ty ciągle tu siedzisz, a ja lubię porozmawiać. I znam ją, bo z nią rozmawiałam, ale skryta kobieta, bardzo skryta.
Tom zignorował ich i natychmiast ruszył w stronę gabinetu babci. Zatrzymałam go.
- Co? - spytał lekko poirytowanym głosem.
- Nie możesz tam tak po prostu iść.
- Czemu?
- Musimy się przygotować na to. Pójdziemy w nocy.
Spuścił głowę i zamilkł. Patrzyłam przez chwilę na niego, na jego twarz, która miała smutny wyraz. Rzadko go takim widziałam. Zwykle ukrywa swoje emocje i nie okazuje ich, ale czasem widzę, jak cierpi i wszystko go przytłacza.
- Pójdziemy tam w nocy i porozmawiamy z tą osobą Odkryjemy prawdę, obiecuję.
Uśmiechnęłam się do niego, a on tylko zerknął na mnie swoimi ciemnymi oczami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz