środa, 30 grudnia 2015

44. Siła

- A więc czym zajmują się twoi rodzice, Gray? - spytała Dorothy, siedząc elegancko na krześle przy stole.
Byliśmy w jednej z restauracji na statku, płynąc do Japonii i powoli opuszczając morskie tereny Rosji.
- Pracują w Ministerstwie Magii jako czarodzieje, którzy reprezentują go w innych krajach, dlatego obecnie są w Japonii - odpowiedział ze spokojem Tom, jakby to była najczystsza prawda.
- Ach, reprezentują Ministerstwo. - Uradowała się Dorothy. - Więc dużo podróżujesz, tak?
Tata chrząknął, w milczeniu i z kamienną twarzą pochylając się nad swoim talerzem z czystego srebra, by następnie unieść swój prawie pusty kieliszek, przywołując do siebie kelnera. Zastanawiałam się, co myślał, i dlaczego nie reagował na kłamstwa Toma. Przecież on zna prawdę o nim, więc z jakiego powodu zachowuje stoicki spokój, jakby jego i Toma nigdy nie łączyła jakakolwiek zła relacja.
Jeśli chodzi o reakcje Belli, to były dość proste: siedziała w ciszy, wpatrując się w Toma coraz to szerszymi oczami, ilekroć wypowiadał kolejne słowo. Rebeka z kolei kręciła się nieustannie na swoim krześle, poprawiając swój kok we włosach, jasnoniebieską suknie albo dłubiąc w swoim nieco już pokiereszowanym steku. Też nic się nie odzywałam, bo nie chciałam niczego zepsuć. Dorothy nie znosi mugoli i gdyby tylko dowiedziała się, że Tom jest półkrwi, postawiłaby cały statek do góry nogami, by wyrzucić go za burtę. Dosłownie wyrzucić.
- Nieraz mnie ze sobą zabierają. Nie mamy innej rodziny, więc nie mogą mnie zostawić i niestety są skazani na mają obecność. - Uśmiechnął się, a Dorothy zachichotała.
- Jak mogą być skazani na tak wspaniałego syna? Sama z radością bym chciała takiego mieć - zauważyłam, jak zerka przelotnie na tatę, który upił łyk wina i palcami wolnej dłoni przetarł oczy.
- Mamo - powiedziała Rebeka.
- Wybacz, córeńko, to nie tak, że mam cię dość - odparła. - A skoro już jesteśmy przy rodzinie... - nachyliła się do mnie i Toma, który siedział pośrodku mnie i jej. - Za rok kończycie szkołę, tak?
Kiwnęłam głową.
- Więc jak, mamy szykować... drugi ślub? - przygryzła wargę ze znaczącym uśmiechem.
- Może... - mruknął Tom, zerkając na mnie i uśmiechając się łobuzersko, a ja zakrztusiłam się, nie mogąc powstrzymać uśmiechu i rumieńca, który wpełzł na moją twarz.
Wszystko przerwał Tata.
- Już zdecydowałem, że Andrea będzie pobierać nauki u Juzo i Mamehy, by zostać gejszą.
- Tato, proszę.
- Już zdecydowałem - powtórzył, ignorując moje słowa.
- Ależ Edwardzie, nie przesadzaj. Nie widzisz, że się kochają? On jest takim porządnym chłopcem - żachnęła się Dorothy, ale i ją zignorował.
- Dlaczego spotykasz się z moją córką? Może chcesz pieniędzy, żeby ustatkować się na całe życie? Myślisz, że związek z Andreą ci to zapewni?
- Kocham Andreę - powiedział z powagą Tom, z poważną twarzą nie spuszczając wzroku z taty.
- Kochasz? Ją czy może pieniądze?
- Kocham Andreę i, jeśli ona również mnie kocha, nie widzę powodu, by pan mógł nas rozdzielić.
- Na pewno chodzi tylko o miłość?
- Tato, nie waż się go oceniać źle. - Nie wytrzymałam już.
- Mam podstawy, by oceniać go źle, a ty nie unoś się, młoda damo, nie tak zachowuje się córka względem swego ojca. Powinnaś być wdzięczna, że cię przyjąłem pod swój dach, chociaż nie było to moim obowiązkiem. Tak odpłacasz mi się za litość?
- Litość?? Zlitowałeś się nade mną, bo jestem twoją córką??
- Czy uważasz, że jest w tym coś dziwnego? - warknął.
- Tak. Wiem przynajmniej, że mnie nigdy nie kochałeś, skoro przyjąłeś mnie pod swój dach jedynie z "litości", gdy mama zmarła i nikt nie chciał mnie przyjąć - odparłam, patrząc mu w oczy, a on milczał. - Zrobiłeś to po to, by ludzie nie widzieli w tobie wyrodnego ojca. Datki na sierocińce i szpitale, by pokazać, że interesujesz się dobrem świata, a mnie, własną córkę, trzymałeś pod kluczem przez większość życia. Wstydziłeś się mnie pokazać, więc mówiłeś, że jestem chorowita i dlatego spędzam większość czasu w domu.
- Zamilcz, dziecko. Jak tak możesz odzywać się do własnego ojca? Po tym co dla ciebie zrobiłem ty mi się odpłacasz?? - odezwał się w końcu.
- Nie będę już nigdy milczeć. Nie jestem tą małą dziewczynką, której mogłeś wmówić wszystko. Nie zamilknę.
- Andrea, ludzie patrzą... - rozglądnął się po restauracji. Klienci, jeszcze przed chwilą pochłonięci rozmową i jedzeniem, teraz zerkali na nas, szepcząc między sobą. - Nie rób scen i się uspokój, a potem porozmawiamy.
- Właśnie, ludzie patrzą, więc zrób to, co zawsze, i okaż mi swoją "miłość" - dokończyłam. Wstałam i skłoniłam lekko głowę. - Dziękuję.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam od stołu, będąc trochę dalej, zerknęłam jeszcze za siebie i zobaczyłam, jak Dorothy zamachnęła się i uderzyła mojego ojca dużą, białą chustą. Minęłam kilka stolików, przy których goście zerkali to na mnie to na jego, jakby oczekiwali dalszego przebiegu zdarzeń, ale ja wyszłam z restauracji, minęłam zakręt i oparłam się bokiem o ścianę, zasłaniając twarz ręką. Czułam, jak łzy spływały mi po policzku. Nie mogłam już wytrzymać, bo przez tak długi czas żyłam z nim, chowając w sobie wszelkie urazy. Przywdziewałam maski, by ukryć strach, który paraliżował mnie, ilekroć on wpadał w swój gniew, a jeśli mu się przeciwstawiłam, żałowałam tego i to nie tylko z powodu na moją psychikę - bił mnie wiele razy. Tak okazywał swoją miłość? Chciał mnie chronić? Przed klątwą? Zdaję sobie z niej sprawę, jednak on nie może wiecznie za mnie decydować. Jeśli podejmę złą decyzję, ja poniosę jej konsekwencje. To jest ryzyko samego życia.
- Andrea - usłyszałam głos Toma.
Przez niespełna minutę milczałam, ale w końcu odwróciłam się do niego, a on mnie przytulił.
- Obiecuję ci, że nie pozwolę, by cokolwiek ci zrobił.
- Nie powinieneś tu przychodzić. Gdy Dorothy dowie się o... wiesz o czym...
- Nie dowie się, obiecuję ci to - poczułam jego ciepłe usta na moim czole, gdy mnie pocałował.

- Na pewno chcesz zmywać naczynia? - powiedział Tom, kiedy staliśmy w kuchni restauracji, gdzie jedliśmy obiad. Stał koło mnie z podwiniętymi rękawami, ścierką w rękach i swoim szelmowskim uśmiechem do tego, jakby miał przy tym wszystkim niezły ubaw.
- Zmywak to jedyne miejsce, gdzie tata nie wejdzie, choćby było ono ostatnią deską ratunku w przypadku tonącego statku - prychnęłam z lekkim uśmiechem.
- Cóż, to byłaby wtedy okazja by zapisać się na kartach historii.
- Co? - zachichotałam.
- Wyobraź to sobie. - Zarzucił ścierkę na ramię i wziął mnie w ramiona. - Wszyscy giną w tonącym statku, a młoda para zostaje uratowana. - Podniósł moją rękę do góry i okręcił, jakby ze mną tańczył. - A potem napiszą o nas książki i wylądujemy na pierwszej stronie Proroka Codziennego. Będzie romantycznie.
- Ty to masz pomysły - powiedziałam z szerokim uśmiechem, a on znów mnie przytulił i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami, w których blask z lampy odbijał się, jakby miał w nich kryształki. - Dziękuję, że jesteś ze mną.
- To może być ostatnia okazja, by z tobą pobyć... - szepnął i po chwili odwrócił głowę w bok, patrząc na jeszcze nieumyte naczynia. - ...nim utoniemy w brudnych naczyniach, bo ich sterta coś niebezpiecznie rośnie z każdą minutą. - Uniósł wysoko prawy kącik ust.
- To będzie nieprzyjemne, ale przynajmniej spotka mnie to w ramionach ukochanego - uśmiechnęłam się i wtuliłam twarz w jego szyję, podczas gdy on objął mnie w pasie. Zamknęłam oczy, chcąc, by ta chwila trwała wiecznie.
- Andrea... co myślisz o śmierci? - spytał mnie nagle z powagą.
- Jest czymś normalnym.
- Boisz się jej?
- Trochę, ale każdego to spotka. Chociaż... my... - zamilkłam, przypominając sobie horkruksy.
- Nie, mają jedną słabość. Jeśli ktoś się o nich dowie, może je zniszczyć, a wtedy znów staniemy się śmiertelni.
- Wiem, ale nie martw się. Śmierć nie jest zła.
- Tak myślisz.
- Ja nie myślę, ja to wiem - spojrzałam mu w oczy.
Nachylił się do mnie i pocałował w usta. Wspaniale całował: delikatnie i czule, ale z taką zachłannością, jakby pragnął więcej...
Nagle oderwaliśmy się od siebie, a Tom odsunął się, zasłaniając głowę ręką.
- Uciekaj, Andrea, a ja powstrzymam tego... zboczeńca! - Mameha stała koło nas, uderzając Toma raz po raz swoim wachlarzem z poważną miną, skrytą pod makijażem gejszy. - Wynocha stąd, ty niewyżyty... jakiś tam. - Stanęła przede mną, odgradzając mnie od zdziwionego Toma. - Odsuń się od niego, bo jeszcze coś ci zrobi.
- Kim jest ta wariatka? - odparł.
- Mameho, uspokój się!
- Wariatka?? Ja wariatka?? O, teraz przesadziłeś! - zaczęła coraz szybciej go bić. - Nie zadzieraj z wkurzoną kobietą, ty... draniu!
- Mameho, proszę! To mój chłopak! - palnęłam... nim ugryzłam się w język, a warto było się ugryźć.
Mameha zatrzymała się i odwróciła do mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Ch... chłopak...? Ty chcesz, żeby czcigodna Juzo zeszła na zawał?? Ona i tak, biedaczka, leży w łóżku i ledwo zipie, a ty takie hece wyczyniasz?? Masz zostać gejszą!
- Przepraszam, ale ja nie chcę takiego życia.
- To przecież jest życie pełne chwały, sztuki i... a gdzie ty się wybierasz, męska pijawko?? - zwróciła się do Toma, gdy powoli odsuwał się od nas.
Rozszerzył oczy, kiedy Mameha ponownie uniosła w górę swój wachlarz, i schował się szybko za mną.
- Ta kobieta jest niebezpieczna dla otoczenia - mruknął do mnie.
- Ja ci pokażę, jaka kobieta potrafi być niebezpieczna dla otoczenia, kiedy jej się zadziała na nerwach.
- Albo mi się zdaję, albo ona ma ten wasz kobiecy okres, kiedy denerwować kobietę nie wypada.
- A skąd ty o tym wiesz? - spytałam go.
- Rozumiesz, trzeba poznać wroga, nim się zacznie przebywać w jego towarzystwie. - Znów ten szelmowski uśmiech na jego twarzy.
- Co to znaczy?
- Dużo czytam, więc trochę wiem. Poza tym ty też masz czasem takie chwile, że nie wiadomo, czego się po tobie spodziewać.
Zmrużyłam oczy, ale uśmiechnęłam się.
- Powiedziałam, byś się od niej odsunął!
- Mameho, dość, proszę! - powiedziałam. W końcu w miarę się uspokoiła.
- Co wy tutaj robicie?
- Pomagamy w kuchni - odparłam.
- No nie widzę tego.
- A ty co tu robisz?
- Ja? Nic... - spuściła wzrok. - Szukałam cię, bo Juzo się o ciebie martwiła.
- Powiedz, że nic mi nie jest i obiecuję, że jutro ją odwiedzę z samego rana. I, proszę, nie mów jej o całym zajściu.
- Z tym, że umawiasz się z jakimś mężczyzną? Albo bardziej chłopcem...
- Tak, nie mów jej.
- Zastanowię się - odwróciła się na pięcie, prychając, i odeszła.
- Zawsze tak wszystkich wita? - spytał się mnie Tom.
- Raczej nie, chociaż, jak prawie każda gejsza, nie jest miła do mężczyzn.
- W takim razie przeżyła chyba zbyt wiele zawodów miłosnych.
Zachichotałam.
- A tak właściwie, to co miała na myśli mówiąc, że masz zostać gejszą?
- Mój ojciec tego chce.
- A ty?
- Jeśli nią zostanę, już więcej się z tobą nie zobaczę. Nie chcę tego.
- Więc dlaczego masz nią zostawać? - Przytulił mnie. - Nie lepiej wrócić ze mną do Hogwartu? Po skończeniu go znaleźlibyśmy sobie jakąś pracę, mieszkanie, może, jak Dorothy mówiła, ślub... a potem... - spojrzał na mnie - wiesz, może by nasza mała rodzinka się powiększyła o jednego członka... lub dwóch... - uśmiechnął się figlarnie.
Zaśmiałam się głośno.
- Aż tak wybiegasz w przyszłość?
- A ty nie?
- Ale żeby aż tak?
Nachylił się i pocałował mnie w czoło.
- Kocham cię, Andreo.
- Ja ciebie też kocham.

4 komentarze:

  1. Swietny rozdzial, jestem ciekawa dalszego rozwoju akcji, mam nadzieje ze jednak nie zostanie gejsza

    OdpowiedzUsuń
  2. Również prowadzę blog o miłości Toma Riddla. Serdecznie zapraszam i proszę o komenatrze! https://naprzeciw-przeznaczenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dotychczas myślałeś/-aś, że magia istnieje tylko w filmach i książkach? Nie wierzyłeś w czary ani inne zjawiska paranormalne? Myliłeś/-aś się! Magia, którą znasz z historii o Harrym Potterze jest na wyciągnięcie ręki! Jeśli chcesz...
    ...transmutować wrogów w szczury i inne gady...
    ...zmieniać wodę w wino...
    ...warzyć eliksiry...
    ...obcować z magicznymi stworzeniami...
    ...być Pazdanem Quidditcha...
    ...to nie czekaj dłużej, tylko zapisz się do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Winsford i uwierz, że marzenia się spełniają!

    [www.winsford.xaa.pl]

    OdpowiedzUsuń