niedziela, 19 kwietnia 2015

38. Łzy wroga

Dziękuję wszystkim za komentarze i przepraszam, że nie odpowiadałam, ale nie miałam internetu przez te kilka dni (którego sama się pozbawiłam xd).

***

- Masz – przesunęłam w jej kierunku mały pakunek z jej ulubionymi kremówkami, ale ona nawet nie drgnęła, skulona w kącie niedużej klitki. Ściany i podłogę pokrywały tony kurzu, a mnie i Bellę, chowającą głowę między kolanami, dzieliły stalowe, grube kraty, jakby była jakąś terrorystką.
Wiem, że nie pocieszę jej ciastkami, ale chciałam, aby miała chociaż tę jedną przyjemność w tej samotni, do której tata zakazał mi iść. Wymknęłam się mu, udając, że jestem kotem jakiejś czarownicy, za to on, jak to tata, nie zwrócił na mnie uwagi. Zresztą, on na nic nigdy nie zwracał uwagi, pochłonięty sprawami o których istnieniu tylko on wie, zdawał się być zawsze nieobecny. Obudziłby się ze swoich myśli chyba dopiero, kiedy ktoś by mu powiedział, że wszelkie jego interesy szlag trafił… albo że już zabrakło jego ulubionego wina.
- Tu jest zimno… - szepnęła drżącym głosem Bella.
- Następnym razem przyniosę ci jakieś ubranie, jeśli uda mi się z nim przemknąć między pasażerami.
- Nie.
- Nie chcesz?
- Nie jest zimno tak zwyczajnie…
Spojrzałam na nią zdziwiona. Nie miałam pojęcia o co jej chodzi.
- Tu jest zimno… bo coś tu jest – powiedziała.
- Nie rozumiem cię. Tu nikogo nie ma.
- Pamiętasz duchy domów w szkole? Kiedy koło nich przechodzisz, czujesz zimno.
- Myślisz, że tu może być jakiś duch?
- On nie chce się ujawnić, ale czuję jego obecność. Jest zły, bardzo zły.
- Ktoś tu umarł?
- Nie wydaję mi się – zamilkła na chwilę. – On chce się zemścić.
- Czy to…? – nie dokończyłam.
Usłyszałam szczęk klucza i otwieranie mosiężnych drzwi. Zmieniłam się w kotkę, a gdy drzwi się otworzyły i wszedł przez nie wysoki czarodziej w czarnej, długiej szacie schodząc po schodach na dół, pomknęłam w górę i przemknęłam pomiędzy jego nogami niezauważona. Minęłam się z jakimiś ludźmi, znikając za otwartymi na oścież drzwiami. Odetchnęłam z ulgą, siedząc na podłodze i zastanawiając się, jak wrócić z powrotem do swojej kajuty.
- Kiciuś!
Podskoczyłam, kiedy usłyszałam wysoki, kobiecy głos i skrzypienie zamykanych drzwi. Najbardziej się zdziwiłam, gdy zobaczyłam kto to powiedział.
- Zgubiłeś się, maleńki? Chodź tu, dam ci mleczko i pyszne kocie ciasteczka – powiedziała pieszczotliwie Rebeka i wzięła mnie na ręce.
Poruszyłam się na nich, drapiąc jej ręce, ale ona nie wzruszyła się tym. Cóż, wiem, że Rebeka uwielbia koty, dlatego pewnie jest przyzwyczajona do kocich pazurów, zostawiających blizny na jej dłoniach. Gdyby ona wiedziała, że to ja… w każdym razie ja bym nie chciała wiedzieć, że zwracam się tak rozkosznie do kogoś, kogo najlepiej bym wyrzuciła przez burtę. Oczywiście, to był sarkazm.
Trzymała mnie mocno na rękach, prawie dusząc i powędrowała w stronę swojej kajuty. Kiedy tylko do niej weszła, oślepiła mnie ta moc przesłodzonego różu, dosłownie i to nie tylko w oczach, ale i w zapachu, wywołującym wręcz natychmiastowe nudności. W pokoju po prawej stronie stało łóżko, a koło niego niewielki stoliczek z kubkiem i różowym piórem oraz kałamarzem, natomiast tuż przy nim zoczyłam wysoką szafę z plakatem kilku ślicznych dziewczyn ze sławnej drużyny z Quidditcha (nigdy bym nie przypuszczała, że ona lubi ten sport – wszystkie mecze omijała szerokim łukiem) z włosami, rozwiewającymi przez wiatr, i zdjęciem białego persa, obracającego się na plecach na podłodze. Wszystko było różowe – szafa, stolik, łóżko, ściany i podłoga.
Położyła mnie na łóżku, które, przyznam szczerze, było niezwykle miłe i mięciutkie, ale nie czas na przyjemności; muszę szybko wrócić do kajuty, nim ktoś się zorientuje, że mnie nie ma. Jeszcze nie zamknęła drzwi, więc przygotowałam się i, jeśli uda mi się rozpędzić, może wydostanę się stąd. Przygotowałam się i ruszyłam biegiem w stronę wyjścia. Już miałam wybiec, gdy nagle… Rebeka zamknęła drzwi i wpadłam na nie z rozpędu.
- Oh, ale z ciebie szalona kicia. Chciałeś mnie zaskoczyć, co? No chodź tu – wzięła mnie z moim bolącym nosem na ręce i zaniosła z powrotem na łóżku.
Pomacałam łapą mój „pyszczek”, by sprawdzić czy nadal mam swój nos. Ciekawe, jaki będę miała po przemianie z powrotem w człowieka. Chyba nie taki, jaki mają persy…
- Jak słodko! Wy, koty, jesteście bardziej przyjemniejsze niż co poniektórzy ludzie; nie oszukujecie, nie kłamiecie… Gdyby Thomas taki był…
Uniosłam głowę i spojrzałam na nią z ciekawością.
- Gdy się poznaliśmy był taki miły i szarmancki…  - rzuciła się na łóżko z uśmiechem, a potem ni stąd ni zowąd prychnęła. – Żałuję, że byłam taka naiwna. Wiesz, co on zrobił? Oskarżył moją matkę o śmierć swojego ojca…
Przewróciła się na brzuch i zaczęła bawić się kilkoma małymi, kolorowymi piórkami.
- To wszystko zdarzyło się na tym balu. Widziałam, jak przyjaciel jego ojca idzie za jego ojcem do jego gabinetu, widziałam, jak trzyma w ręku różdżkę. Ja od początku wiedziałam, że chcą go zabić dla pieniędzy, nawet jego najlepszy przyjaciel. Mówiłam o tym Thomasowi, ale on… mi nie wierzył, choć nigdy go nie okłamałam. Wmówił wszystkim, że to moja mama zabiła jego ojca… - zacisnęła dłonie na piórkach, jednak po chwili je rozluźniła. – Gdyby… - westchnęła – gdyby nie tata Andrei, moja mama skończyłaby w Azkabanie. Nie cierpię być nikomu wdzięczna, do tej pory jakoś same sobie radziłyśmy.
Zamilkła na moment, a z jej oczu popłynęły łzy. Nie myśląc ani chwili podeszłam do jej dłoni i otarłam się o nią głową. Cóż, może jej nie lubię, ale…
- Nie chce być taka w stosunku do Andrei, jej tata wiele dla nas zrobił, jednak ja nie mogę… nie potrafię być inna.
W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi i Rebeka zerwała się z łóżka, wycierając oczy. Jej mina błyskawicznie zmieniła się z „cierpiętnicy” na „dawną Rebekę”.
- Co znowu?
- Rebeka – usłyszałam głos taty i zamarłam ze strachu. Drzwi otworzyły się, ukazując mojego tatę. – Widziałaś Andreę?
- Nie – odparła. – I niewiele mnie to obchodzi – dodała szeptem.
- Nie ma jej w jej kabinie. Czuję, że znów łamię mój zakaz.
Poderwałam się i zeskoczyłam z łóżka, a potem przeszłam między jego nogami na korytarz. Tata nawet mnie nie zauważył, za to Rebeka chyba tak po podbiegła do drzwi i rozglądnęła się, widząc mnie znikającą za zakrętem.
- Ty płaczesz? – zdołałam usłyszeć głos taty i Rebeki.
- Damy nie płaczą – odparła.
W przeciągu kilku następnych minut, lawirując między pasażerami statku, dotarłam do drzwi mojej kabiny, zmieniłam się i weszłam do niej. Odetchnęłam z ulgą, że tata nie zorientował się, że to ja. Nie wiem, jakby mógł to zrobić, jednak cieszę się, iż nie ma żadnych „specjalnych” oczu czy czegoś takiego, bym zaliczyła wpadkę. Rzuciłam się na plecy na łóżko tak, jak zrobiła to Rebeka.
Oskarżył moją matkę o śmierć swojego ojca…
Widziałam, jak przyjaciel jego ojca idzie za jego ojcem do jego gabinetu, widziałam, jak trzyma w ręku różdżkę.
Mówiłam o tym Thomasowi, ale on… mi nie wierzył, choć nigdy go nie okłamałam.
To znaczy, że to nie jej matka zabiła jego ojca. To zrobił przyjaciel jego ojca i to zaklęciem, które zabija od razu. Co to znaczy? Jakie to zaklęcie? Nagle coś sobie przypomniałam – Bella zabiła Emily zaklęciem, które spowodowało natychmiastową śmierć.
Rosmerta...
Drzwi nagle otwarły się i błyskawicznie usiadłam na łóżku.
- Gdzie byłaś? – warknął mój ojciec.
- W toalecie – powiedziałam szybko. Wiem, że to kłamstwo, ale nie mogłam zostawić Belli samej.
Spojrzał na mnie swoimi nieprzenikliwymi oczami za to mnie przenikając do bólu.
- Panie Misabielle! – wysoki mężczyzna w czarnej pelerynie zatrzymał się przy nim, ledwie oddychając, jakby przed chwilą przebiegł maraton. Oparł się o ścianę korytarza i zgiął w pół, a jego brązowe długie włosy opadały na jego zmęczoną twarz.
- Co się dzieje? – tata spoglądał na niego z tym swoim opanowaniem.
- Black!
Serce mi stanęło.
- Black… krzyczy, jakby ktoś ją opętał i cały czas mówi pańskie imię i nazwisko.
Przez moment tata stał oszołomiony, ale w końcu zwrócił się do mnie.
- Zostań tu, słyszysz? Masz tu zostać – zatrzasnął drzwi, a potem usłyszałam jedynie jego szybkie kroki. Doskoczyłam do drzwi, otworzyłam je i wyszłam, po drodze, upewniając się, że nikt mnie nie widzi i w pośpiechu zamieniając się w kotkę, pognałam za tatą. Weszłam za nim do pomieszczenia, gdzie była Bella i ujrzałam ją; płaczącą, krzyczącą, wyrywającą się kilkorgu mężczyzną.
Gdy tylko ujrzała tatę, krzyknęła:

- Bądź przeklęty, Edwardzie Misabielle! Klątwa, która ciągnęła się przez te lata, jest wdzięczna twojemu sumieniu i przeklina twego mordercę!

3 komentarze:

  1. Dlaczego ty zawsze kończysz w takich momentach?!
    To okropne, okrutne…

    A tak poza tym tu tutaj Arachne, ciągle zmieniam nicki C:

    Ojejku, jak ja się cieszę, że nowy rozdział!
    Ta historia jest taka piękna.
    Rebeka… Nie spodziewałam się tego, naprawdę.
    Napisałabym więcej, ale śpię i piszę z telefonu, więc trudno jest.

    Zapraszam na mojego kolejnego, nowego bloga. Tez potterowskiego. Akcja toczy się w czasach huncwotów.


    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nowy rozdział? Czekam z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń