sobota, 21 lutego 2015

34. Których kochamy



Odwróciłam głowę i… zobaczyłam Thomasa. Siedział na czworakach na moim łóżku, z moimi nogami między swoimi, i przytwierdzał moje nadgarstki swoimi dłońmi. Jego wyraz twarzy nie był tym, jakiego widziałam w chwili, kiedy go poznałam, ani później, gdy staliśmy na pokładzie. Uśmiechał się złośliwie.
- Witaj, śliczna gejszo… lub raczej przyszła śliczna gejszo. Musi być posłuszna… a więc sprawdźmy twoje posłuszeństwo – nachylił się do mnie, chcąc mnie pocałować.
Odwróciłam głowę i zamknęłam oczy.
- Bądź posłuszna – warknął.
- Tom… - szepnęłam.
- Tak lubisz moje imię? Choć wolę Thomas… eh, ujdzie jakoś.
- Tom… Riddle… - ścisnął moje nadgarstki, aż jęknęłam z bólu.
- Riddle? Półkrwi sierota bez grosza przy duszy? – zaśmiał się szyderczo. – Rebeka mi o nim mówiła.
- Nie mów tak o nim…
- Jak? Biedak? Mugol? Szlama? Że też ty, czystej krwi bogaczka, zakochałaś się w… w takim kimś. Nie dość, że sam swym widokiem budzi odrazę wśród nas, czarodziei, to jeszcze nie ma nawet kilku galeonów. I co, chciałabyś z nim spędzić życie? W nędzy?
- Kocham go.
- Kochasz go? Nie ma czegoś takiego, jak miłość. Nic ci nie dadzą te amorki ze strzałami i motylki w brzuchu. Liczą się interesy, liczy się czystość krwi, liczą się pieniądze! W tym podłym, okrutnym świecie nie istnieje nic takiego, jak miłość.
- W tym podłym, okrutnym świecie… - zaczęłam, a przez mój umysł zaczęły przewijać się momenty z moim ojcem, Dorothy i Rebeką oraz śmierć mojej matki. – …jedynie miłość sprawia, że jeszcze żyjemy… - skończyłam, oczami wyobraźni widząc kłaniającego mi się lekko Arnolda, pochłoniętą książkami Margaret, śmiejącą się Dianę, wcinającą ciastka Bellę… błyszczące oczy mojej mamy oraz ten zawadiacki uśmiech Toma. – Obecność tych, których kochamy.
Nie odezwał się, kiedy skończyłam mówić. Zerknęłam na niego ukradkiem. Wciąż trwał w poprzedniej pozycji, uścisk jego rąk na moich nadgarstkach zelżał, a jego oczy, lekko przymrużone, patrzyły gdzieś w bok… Po chwili zamknął je, puścił mnie i podniósł się. Kątem oka dostrzegłam czerwoną różę z kropelkami wody na mojej poduszce tuż koło mnie. Sięgnęłam dłonią po kwiat i przytuliłam do siebie, czując na sobie wzrok Thomasa. On natomiast zszedł z łóżka i skierował się do drzwi, a gdy się do nich zbliżył, nie patrząc za siebie, powiedział:
- Masz szczęście, Misabielle, bo nie chce mi się już tobą zajmować. Nie myśl jednak, że ci odpuściłem.
Wyszedł. Jeszcze przez moment patrzyłam na zamknięte drzwi i położyłam się, tuląc do siebie różę. Tak bardzo chciałabym, żeby już zaczynała się szkoła. Tak bardzo chciałabym wrócić i znów go zobaczyć, ten zawadiacki uśmiech…

 - Mówię ci, ja ją kiedyś zabiję! – żaliła mi się Bella następnego dnia, kiedy siedziałyśmy razem w eleganckiej restauracji na śniadaniu. – Albo nie! Przywiąże jej coś ciężkiego do tych jej cieniutkich nóżek i wyrzucę za burtę. Miło by było, gdybyśmy mijali stado rekinów.
- Ja też jej nie lubię, ale bez przesady. I nie mów o tym tak głośno, bo inni pasażerowie myślą, że planujemy jakieś morderstwo na statku – rozglądnęłam się z lekkim uśmiechem po pomieszczeniu, elegancko ozdobionym w świece i poruszające się obrazy. Kilka czarownic w londyńskich sukniach i dwóch ubranych w ciemne szaty czarodziei zerkało na nas z oburzonymi minami, ponad czarnym, metalowym stołem i bukietem czerwonych róż, które co chwilę zmieniały barwy.
- E tam, będą mieli temat to plotek przynajmniej. A może będzie fart i okaże się, że oni też padli ofiarą niecnych kpin Rebeki – ziewnęła. – Pół nocy wczoraj nie przespałam, bo kłóciłam się z nią póki twój tata nie przyszedł i nas zrugał. A ty jakoś zasnęłaś?
Kelner przyniósł na srebrnej tacy talerz z kotletem, na którym widniał liść laurowy, i zieloną sałatką z kilkoma pomidorami. Bella… no cóż… zamówiła sobie ciastko tiramisu. Podał nam nasze „śniadanie”, a mu podziękowałyśmy i odszedł do stolika obok.
- Jakoś – skrzywiłam się, przypominając sobie o Thomasie.
Nabrała sobie na łyżeczkę ciasta i wsadziła do ust, uśmiechając się z zadowoleniem.
- Pyszności – mruknęła, a po chwili wskazała łyżką wejście do restauracji, gdy właśnie ukroiłam swojego kotleta. Dziwnie tak jeść kotlet na śniadanie, ale cóż, to restauracja dla bogaczy. – Patrz, przystojniacy na horyzoncie.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam kilku ciemnowłosych chłopaków i wysoką szatynkę, śmiejących się i głośno rozmawiających, czym doprowadzali do oburzenia gości w restauracji. Już miałam coś powiedzieć, kiedy moim oczom ukazali się Thomas i Rebeka. Obydwoje, razem z chłopakami i szatynką, skierowali się do wolnego stolika.
- Idę do toalety, zaraz wracam – podniosłam się z krzesła, natomiast Bella na moje słowa jedynie mruknęła, trzymając w zębach łyżeczkę i spoglądając na Rebekę jak rozjuszona lwica na swoją ofiarę.
Nie chciałam oglądać ani Rebeki, ani, tym bardziej, Thomasa, zwłaszcza z powodu tamtego zajścia, kiedy pojawił się w moim pokoju po wyjściu Belli. Nie mogłam tego zapomnieć, a najbardziej utkwiła mi w pamięci jego mina. Czyżby on też myślał o kimś, kogo kochał, na przekór tego, co mi oznajmił? Wyglądał na smutnego, jakby coś go zraniło…
Byłam w łazience kilkanaście minut i, prawdę powiedziawszy, spędziłam je na nic nie robieniu. Może to głupie, ale mimo wszystko nie chciałam się na nich natykać.
W końcu postanowiłam wyjść, bo Bella rzuci na mnie klątwę, jeśli dłużej ją zostawię z tą dwójką. Zamknęłam za sobą drzwi i już miałam wrócić do stolika, kiedy usłyszałam przyciszone głosy. Rebeka i Thomas.
- …nie zrobiłeś tego. Dlaczego? Mieliśmy umowę, pamiętasz?
- Przepraszam, nie mogłem.
- Czemu? Czy to było takie trudne? Miałeś zrobić jedynie to, czy chcesz, by twoi rodzice dowiedzieli się o twoich przekrętach? Już nie dostawałbyś kilku tysięcy galeonów kieszonkowego, gdyby wiedzieli, na co wydajesz ich ciężko zarobione pieniądze.
- Wiem. I proszę nie mów im tego, zrobię tak, jak chciałaś. Ale najpierw... – zamilkł.
- Co takiego?
- Pozwól mi coś wyznać. Dzięki niej to zrozumiałem…
- A więc? – odparła podenerwowanym głosem.

3 komentarze:

  1. Czemu zawsze w tych momentach kończysz !!??!?!??!
    Uwielbiam twoje opowiadanie fajnie, że piszesz. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się nowy rozdział. Weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z pierwszym komentarzem: szkoda, że kończysz w takich momentach ale dzięki temu jeszcze bardziej czeka sie na nowy rozdział.
    Mam nadzieje, ze w najbliższym czasie pojawi sie nowy rozdział. Pozdrawiam:3

    OdpowiedzUsuń
  3. hej
    przepraszam, że dotąd nie komentowałam, ale postaram się to nadrobić...
    sama piszę 3 blogi i wiem jak ważne są dla autora komentarze. dlatego właśnie nie rozumiem czemu tak mało osób komentuje twoje rozdziały...
    (sama nie jestem lepsza,ale to się już więcej nie powtórzy i będę systematycznie komentowac)
    co tu dużo mówić...
    twój blog jest genialny!!!!!!
    jego orginalność jest miłą odskocznią od niektórych opowiadań, których treść notorycznie się powtarza.
    twój blog jest jedną z perełek, które naprawdę mi się podobają, a mnie nie jest łatwo zachwycić...:-)
    to opowiadanie jest zachwycające w każdym calu. jest ciekawe, wciągające...- mogłabym tu jeszcze wymienić jeszcze wiele pozytywnych cech
    negstywnych nie ma żadnych ;-)
    z każdym kolejnym rozdziałem ubóstwiam twojego bloga jeszcze bardzziej
    nie mogę się doczekać następnego rozdziału...

    PS sorry za błędy, jeśli się jakieś pojawiły, bo piszę z telefonu

    PS2 chciałabym cię zachęcić do zajrzenia na moje blogi. mam nadzieję, że chociaż któryś ci się spodoba...

    OdpowiedzUsuń