piątek, 6 lutego 2015

32. Ona nie odpuści


Opowiedziałam jej wszystko, co usłyszałam od Diany, co wydarzyło się podczas jej rozmowy z tatą, a także o spotkaniu z Juzo i Mamehą. Zakrztusiła się ciastkiem, kiedy powiedziałam, że być może tata zabił mojego wuja i, prawdę powiedziawszy, nie wiedziałam, że mam wuja. To znaczy kilka razy słyszałam o tym wzmianki jako dziecko, gdy mama jeszcze żyła, ale zwykle o tym nie mówiliśmy; mama zawsze była bliska płaczu na jego wspomnienie.
- Twój ojciec zabił twojego wuja? – powiedziała głośno i wyraźnie.
Uciszyłam ją i rozglądnęłam się po kajucie. Kilka pań spojrzało na nas przelotnie i wróciło do rozmowy, a reszta nawet nie wykazała najmniejszej oznaki zainteresowania.
 - Diana tak mówiła.
- Ale dlaczego to zrobił?
- Nie wiem, nikt nie wie, oprócz… - nagle mnie olśniło. „Rosmerta wie, kto jest mordercą”. Rosmerta wiedziała o śmierci mojego wuja, więc musiała też wiedzieć, dlaczego to zrobił. Nie ma szans, by Diana i Arnold mi o tym powiedzieli, tata by im tego nie wybaczył. Tylko jak się o tym dowiedzieć?
- Andrea? – w pewnej chwili usłyszałam głos Thomasa i zobaczyłam go, przeciskającego się między gośćmi do mnie i Belli.
- To Thomas – oznajmiłam i schowałam się za ścianą kajuty.
Bella spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
- Mnie tu nie ma – odparłam. – Później ci wszystko powiem.
Zmieszała się, ale pewnie odwróciła się w jego stronę. Stanął przed nią i spojrzał z widocznym rozczarowaniem w jego oczach.
- A, to ty… ta… przyjaciółka Andrei, tak?
Zobaczyłam, jak kiwa głową.
- Niech zgadnę… - uśmiechnął się łobuzersko. – Odważna Bella Black.
- Skąd znasz moje imię i nazwisko, hę??
- Wiem o tobie więcej, niż się spodziewasz… - w mgnieniu oka przyciągnął ją do ściany niedaleko mnie, unieruchomił jej ręce i przybliżył twarz do jej twarzy. Kilka kroków dalej zaślepione jego urodą dziewczyny zgrzytały zębami, że to nie one są na miejscu Belli. – Nawet tak twarda dziewczyna, jak ty, nie oprze się mojemu urokowi… - spojrzał w jej oczy, podczas gdy ona była oszołomiona tak, że chyba bardziej nie dałaby rady.
Zbliżył swoje wargi do jej ust.
Nie miałam pojęcia, kiedy doskoczyłam do nich z szybkością błyskawicy, a moja ręka znów pozostawiła na jego policzku czerwony ślad. Dziewczyny oburzyły się, zaś Thomas patrzył na mnie z gniewem w oczach, trzymając się za swój policzek.
Złapałam Bellę za rękę i wyprowadziłam z kajuty, przepychając się między ludźmi.
- Czy on… próbował mnie pocałować? – spytała nadal oszołomiona Bella, kiedy wyprowadziłam ją z pomieszczenia.
Prychnęłam.
- Mnie też chciał i chyba robi tak z każdą – westchnęłam, próbując złapać oddech. Wtem ujrzałam przed sobą Dororthy, stojącą w samotności przed jedną z kajut, nie tą, gdzie byli wszyscy zebrani. Patrzyła w bok z poważną, wachlując się swoim eleganckim, czerwonym wachlarzem, raz po raz poprawiając fioletową, długą suknię. Wzięłam Bellę i schowałyśmy się za rogiem.
- Co? – odparła zaskoczona moją nagłą reakcją.
- Patrz – wskazałam jej Dorothy. – Co ona robi sama przed tą kajutą?
- Może pilnuje jakiejś wielkiej, krwiożerczej bestii – oznajmiła Bella z rozjaśnionymi z przejęcia oczami.
- Krwiożercza bestia? – powtórzyłam. Co prawda, to świat czarodziei, ale kto by przewoził coś takiego na statku? – Nie wydaje mi się – skrzywiłam się.
- A więc idź sprawdzić, co tam jest.
- Co masz na myśli?
- No wiesz, tacy tajni szpiedzy, może odkryjemy jakąś aferę czy wielką zagadkę? – zachichotała. – Ty idź, a ja odwrócę uwagę Dorothy – wykrzywiła się. – Będę musiała poświęcić się, skazując się na jej towarzystwo… ale czego to się nie robi dla kraju!
- Bella, zawsze wiedziałam, że wykazujesz oznaki szaleństwa, tak więc, jeśli kiedyś zostaniesz zawodowym psychopatą, to się nie będę dziwić.
Przewróciłam oczami, kiedy zaczęła przyglądać mi się z błagalnym wzrokiem, i spojrzałam na kajutę oraz stojącą obok niej Dorothy.
- Niech będzie – zgodziłam się.
Bella podbiegła do Dorothy, a ja zaczęłam nasłuchiwać, zerkając zza rogu.
- Przepraszam, proszę pani – zagadnęła Bella, natomiast Dorothy, wyrwana z zamyślenia, zerknęła na nią, lecz gdy to zrobiła, jej poważna mina zmieniła wyraz na głębokie niezadowolenie.
- Ach, to ty…
- Ja… tak się zastanawiałam… jest pani bardzo piękną i elegancką kobietą – zaczęła Bella z niepewnością, patrząc się na zdezorientowaną minę Dorothy. – Moja mama chciała, bym była bardziej… wie pani, wytworna. Dlatego… czy mogłaby mi pani powiedzieć, jak pani to robi, że jest pani taka kobieca i szykowna, i doskonała, proszę! – Bella złożyła ręce, jak do modlitwy, i spojrzała na nią błagalnym wzrokiem.
Pewnie, gdybym nie znała aktorskich zdolności mojej przyjaciółki, dałabym się nabrać na jej bajeczne komplementy. Martwiło mnie jednak to, że z twarzy Dorothy nie zniknęło zmieszanie i myślałam, że nie dała się nabrać.
- Bardzo proszę, mama będzie na mnie zła, jeśli nie nauczę się, jak być prawdziwą damą, a pani jest najprawdziwszą i najbardziej szykowną damą na tym statku. Proszę!
Dorothy nagle uśmiechnęła się z wyższością i odrzuciła do tyłu swoje blond włosy.
- W końcu jest ktoś, kto docenia mój talent. Chodź, moja droga, nauczę cię wszystkiego, co musi potrafić dama.
Połknęła haczyk.
- To świetne! – zawołała z udawaną uciechą Bella.
- Na początek, damy nie mówią „świetnie” – z trudem wypowiedziała to ostatnie słowo, krzywiąc się w dodatku, jakby właśnie została zmuszona do zjedzenia zdeptanego ślimaka. – Lecz „toż to wspaniale” lub „cóż za wykwintna wiadomość”. Pamiętaj też, iż…
Zaczęły się powoli oddalać od wejścia do kajuty. Dorothy najwyraźniej zapomniała o jej pilnowaniu, kiedy usłyszała te pochlebstwa, zaś Bella spojrzała za ramię wprost na mnie z taką miną, jak gdyby chciała mnie zamordować, że pozwoliłam się do niej zbliżyć.
Szybko pobiegłam w kierunku kajuty i podeszłam do drzwi. Przyłożyłam do nich ucho, nasłuchując.
- … więc musisz to zrobić – usłyszałam czyiś głos. – Spal je i niech ona odchodzi w te swoje zaświaty.
Tata! Co on tam robił? I co chciał spalić?
- Ależ panie Misabielle, nie wypada tak bezcześcić zwłoki, zwłaszcza, że i tak już zostały zbezczeszczone przez wykradnięcie ich z miejsca pochówku. Co z jej rodziną?
Arnold??
Rozległ się szyderczy śmiech taty.
- Rodziną? Ta jej „rodzina” chce jedynie jej majątku. Nic ich nie obchodzi ciało, ważne, że pogrzeb był, aby duch krewnej nie dręczył ich po nocach. Teraz za pewne drą koty o swoją część, nawet nie myśląc o jej zwłokach.
Jej zwłokach? Czyżby chodziło o…?
- Arnoldzie, ona o tym wie i dlatego musi jak najszybciej odejść. Nie pozwolę, by „to” wyszło na jaw.
Przysunęłam się, by lepiej słyszeć i wtem serce mi stanęło.
Drzwi zaskrzypiały.

4 komentarze:

  1. Czemu zakonvzylas w tym momencie teraz nie zasnę bo będę kombinować co mogło się wydarzyć. Ale jak zwykle rozdział cudny tyle tajemnic i współczuję Belli, że musi wysłuchiwać wywodu Dorothy
    Weny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, ty zawsze kończysz w takich momentach ;=; Może i to lepiej, z jeszcze większą niercierpliwością czekam na następny rozdział.
    Rozdział jak zwykle jest świetny, co tu dużo mowić. Też współczuje Belli, że musi wysłuchiwać wywodu Dorothy.
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS A kiedy będzie nowy rozdział?
      PS2 A dlaczego " statkowy " Thomas jest taki głupi?
      PS3 Pozdrawiam!

      Usuń
    2. PS4 zapraszam do siebie, równiez opowiadanie potterowskie, pierwsze, które opublikowałam!

      Usuń