Opowiedziałam jej wszystko, co usłyszałam od Diany, co wydarzyło się podczas jej rozmowy z tatą, a także o spotkaniu z Juzo i Mamehą. Zakrztusiła się ciastkiem, kiedy powiedziałam, że być może tata zabił mojego wuja i, prawdę powiedziawszy, nie wiedziałam, że mam wuja. To znaczy kilka razy słyszałam o tym wzmianki jako dziecko, gdy mama jeszcze żyła, ale zwykle o tym nie mówiliśmy; mama zawsze była bliska płaczu na jego wspomnienie.
- Twój
ojciec zabił twojego wuja? – powiedziała głośno i wyraźnie.
Uciszyłam ją
i rozglądnęłam się po kajucie. Kilka pań spojrzało na nas przelotnie i wróciło
do rozmowy, a reszta nawet nie wykazała najmniejszej oznaki zainteresowania.
- Diana tak mówiła.
- Ale
dlaczego to zrobił?
- Nie wiem,
nikt nie wie, oprócz… - nagle mnie olśniło. „Rosmerta wie, kto jest mordercą”.
Rosmerta wiedziała o śmierci mojego wuja, więc musiała też wiedzieć, dlaczego
to zrobił. Nie ma szans, by Diana i Arnold mi o tym powiedzieli, tata by im
tego nie wybaczył. Tylko jak się o tym dowiedzieć?
- Andrea? –
w pewnej chwili usłyszałam głos Thomasa i zobaczyłam go, przeciskającego się
między gośćmi do mnie i Belli.
- To Thomas
– oznajmiłam i schowałam się za ścianą kajuty.
Bella
spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
- Mnie tu
nie ma – odparłam. – Później ci wszystko powiem.
Zmieszała
się, ale pewnie odwróciła się w jego stronę. Stanął przed nią i spojrzał z
widocznym rozczarowaniem w jego oczach.
- A, to ty…
ta… przyjaciółka Andrei, tak?
Zobaczyłam,
jak kiwa głową.
- Niech
zgadnę… - uśmiechnął się łobuzersko. – Odważna Bella Black.
- Skąd znasz
moje imię i nazwisko, hę??
- Wiem o
tobie więcej, niż się spodziewasz… - w mgnieniu oka przyciągnął ją do ściany
niedaleko mnie, unieruchomił jej ręce i przybliżył twarz do jej twarzy. Kilka
kroków dalej zaślepione jego urodą dziewczyny zgrzytały zębami, że to nie one
są na miejscu Belli. – Nawet tak twarda dziewczyna, jak ty, nie oprze się
mojemu urokowi… - spojrzał w jej oczy, podczas gdy ona była oszołomiona tak, że
chyba bardziej nie dałaby rady.
Zbliżył
swoje wargi do jej ust.
Nie miałam
pojęcia, kiedy doskoczyłam do nich z szybkością błyskawicy, a moja ręka znów
pozostawiła na jego policzku czerwony ślad. Dziewczyny oburzyły się, zaś Thomas
patrzył na mnie z gniewem w oczach, trzymając się za swój policzek.
Złapałam Bellę
za rękę i wyprowadziłam z kajuty, przepychając się między ludźmi.
- Czy on…
próbował mnie pocałować? – spytała nadal oszołomiona Bella, kiedy wyprowadziłam
ją z pomieszczenia.
Prychnęłam.
- Mnie też
chciał i chyba robi tak z każdą – westchnęłam, próbując złapać oddech. Wtem
ujrzałam przed sobą Dororthy, stojącą w samotności przed jedną z kajut, nie tą,
gdzie byli wszyscy zebrani. Patrzyła w bok z poważną, wachlując się swoim
eleganckim, czerwonym wachlarzem, raz po raz poprawiając fioletową, długą suknię.
Wzięłam Bellę i schowałyśmy się za rogiem.
- Co? –
odparła zaskoczona moją nagłą reakcją.
- Patrz –
wskazałam jej Dorothy. – Co ona robi sama przed tą kajutą?
- Może
pilnuje jakiejś wielkiej, krwiożerczej bestii – oznajmiła Bella z rozjaśnionymi
z przejęcia oczami.
-
Krwiożercza bestia? – powtórzyłam. Co prawda, to świat czarodziei, ale kto by
przewoził coś takiego na statku? – Nie wydaje mi się – skrzywiłam się.
- A więc idź
sprawdzić, co tam jest.
- Co masz na
myśli?
- No wiesz,
tacy tajni szpiedzy, może odkryjemy jakąś aferę czy wielką zagadkę? –
zachichotała. – Ty idź, a ja odwrócę uwagę Dorothy – wykrzywiła się. – Będę
musiała poświęcić się, skazując się na jej towarzystwo… ale czego to się nie
robi dla kraju!
- Bella,
zawsze wiedziałam, że wykazujesz oznaki szaleństwa, tak więc, jeśli kiedyś zostaniesz
zawodowym psychopatą, to się nie będę dziwić.
Przewróciłam
oczami, kiedy zaczęła przyglądać mi się z błagalnym wzrokiem, i spojrzałam na
kajutę oraz stojącą obok niej Dorothy.
- Niech
będzie – zgodziłam się.
Bella
podbiegła do Dorothy, a ja zaczęłam nasłuchiwać, zerkając zza rogu.
-
Przepraszam, proszę pani – zagadnęła Bella, natomiast Dorothy, wyrwana z
zamyślenia, zerknęła na nią, lecz gdy to zrobiła, jej poważna mina zmieniła
wyraz na głębokie niezadowolenie.
- Ach, to
ty…
- Ja… tak
się zastanawiałam… jest pani bardzo piękną i elegancką kobietą – zaczęła Bella
z niepewnością, patrząc się na zdezorientowaną minę Dorothy. – Moja mama
chciała, bym była bardziej… wie pani, wytworna. Dlatego… czy mogłaby mi pani
powiedzieć, jak pani to robi, że jest pani taka kobieca i szykowna, i
doskonała, proszę! – Bella złożyła ręce, jak do modlitwy, i spojrzała na nią
błagalnym wzrokiem.
Pewnie,
gdybym nie znała aktorskich zdolności mojej przyjaciółki, dałabym się nabrać na
jej bajeczne komplementy. Martwiło mnie jednak to, że z twarzy Dorothy nie
zniknęło zmieszanie i myślałam, że nie dała się nabrać.
- Bardzo proszę,
mama będzie na mnie zła, jeśli nie nauczę się, jak być prawdziwą damą, a pani
jest najprawdziwszą i najbardziej szykowną damą na tym statku. Proszę!
Dorothy
nagle uśmiechnęła się z wyższością i odrzuciła do tyłu swoje blond włosy.
- W końcu
jest ktoś, kto docenia mój talent. Chodź, moja droga, nauczę cię wszystkiego,
co musi potrafić dama.
Połknęła
haczyk.
- To
świetne! – zawołała z udawaną uciechą Bella.
- Na
początek, damy nie mówią „świetnie” – z trudem wypowiedziała to ostatnie słowo,
krzywiąc się w dodatku, jakby właśnie została zmuszona do zjedzenia zdeptanego
ślimaka. – Lecz „toż to wspaniale” lub „cóż za wykwintna wiadomość”. Pamiętaj
też, iż…
Zaczęły się
powoli oddalać od wejścia do kajuty. Dorothy najwyraźniej zapomniała o jej
pilnowaniu, kiedy usłyszała te pochlebstwa, zaś Bella spojrzała za ramię wprost
na mnie z taką miną, jak gdyby chciała mnie zamordować, że pozwoliłam się do
niej zbliżyć.
Szybko
pobiegłam w kierunku kajuty i podeszłam do drzwi. Przyłożyłam do nich ucho,
nasłuchując.
- … więc
musisz to zrobić – usłyszałam czyiś głos. – Spal je i niech ona odchodzi w te
swoje zaświaty.
Tata! Co on
tam robił? I co chciał spalić?
- Ależ panie
Misabielle, nie wypada tak bezcześcić zwłoki, zwłaszcza, że i tak już zostały zbezczeszczone
przez wykradnięcie ich z miejsca pochówku. Co z jej rodziną?
Arnold??
Rozległ się
szyderczy śmiech taty.
- Rodziną?
Ta jej „rodzina” chce jedynie jej majątku. Nic ich nie obchodzi ciało, ważne,
że pogrzeb był, aby duch krewnej nie dręczył ich po nocach. Teraz za pewne drą
koty o swoją część, nawet nie myśląc o jej zwłokach.
Jej
zwłokach? Czyżby chodziło o…?
- Arnoldzie,
ona o tym wie i dlatego musi jak najszybciej odejść. Nie pozwolę, by „to”
wyszło na jaw.
Przysunęłam
się, by lepiej słyszeć i wtem serce mi stanęło.
Drzwi
zaskrzypiały.
Czemu zakonvzylas w tym momencie teraz nie zasnę bo będę kombinować co mogło się wydarzyć. Ale jak zwykle rozdział cudny tyle tajemnic i współczuję Belli, że musi wysłuchiwać wywodu Dorothy
OdpowiedzUsuńWeny ;-)
Jeju, ty zawsze kończysz w takich momentach ;=; Może i to lepiej, z jeszcze większą niercierpliwością czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle jest świetny, co tu dużo mowić. Też współczuje Belli, że musi wysłuchiwać wywodu Dorothy.
Pozdrawiam i życzę weny!
PS A kiedy będzie nowy rozdział?
UsuńPS2 A dlaczego " statkowy " Thomas jest taki głupi?
PS3 Pozdrawiam!
PS4 zapraszam do siebie, równiez opowiadanie potterowskie, pierwsze, które opublikowałam!
Usuń