niedziela, 1 lutego 2015

31. Morderca w rodzinie




- Wiele dziewcząt w czasach owych jej urody zazdrościło. Twojej matki, rzecz jasna. Była popularna, a Mameha – Juzo spojrzała na nią– zeszła na drugi plan. Nikt już nie chciał oglądać jej występów, a herbaciarnie nie upominały się o nią…
- A to wszystko przez nią – odparła Mameha, prostując się, jak Dorothy, kiedy zaczyna prezentować się ze swoją wyniosłością. – Nim się pojawiła to ja stałam na szczycie popularności wśród gejsz. Całe szczęście odeszła, gdy dowiedziała się o śmierci swojego brata.
- Mameho – zwróciła jej uwagę Juzo. – Miałyśmy więcej o tym nie mówić.
- Mówiłyście, że odeszła do Morfina – już nic nie rozumiałam. Co tak naprawdę odwiodło ją od zostania gejszą?
- Bo odeszła – Mameha skrzywiła się. – Zdradziła nas, ale nikt wtedy nie przypuszczał, że ta cnotka łazi z jakimiś biednymi mężczyznami. Dobrze, że to to było czarodziejem, inaczej nie tknęłabym tego czegoś.
Poruszyłam się niespokojnie. Nie znoszę jej i z każdą chwilą moja niechęć do niej się zwiększa.
- Mameho, powtarzałam ci tyle razy, by nie drwić sobie z innych, a zwłaszcza z mugoli. Wszyscy są ludźmi takimi, jak my.
- Zważ, że w tym świecie nawet czarodziej czystej krwi, lecz bez galeona przy duszy nie zostanie mile powitany.
- Mameho!
- Mówię, co myślę – Mameha wzruszyła ramionami.
- Co się z stało z jej bratem, a moim wujkiem?
Juzo westchnęła.
- Zabity został.
- Dlaczego i kto to zrobił?
- Mówi się, że to ten Morfin – wtrąciła znów Mameha. – Niby ładna buźka, a kogo sobie ona wybrała? Mordercę?
Juzo tym razem ją zignorowała.
- Tak myśli wielu, jednak wątpię, by Morfin zrobił jej coś takiego. Brata swojego kochała i to bardzo, a ja widziałam tych dwoje razem, twoją mamę i Morfina. Byli w sobie naprawdę zakochani, toteż niektórzy, wiedząc o tym, myśleli, że to tak naprawdę zrobił Edward.
- Mój ojciec?? – przypomniałam sobie rozmowę taty z Dianą. ”Nie mogłem patrzeć na to krwawiące ciało”…
- Tak. Z uwagi też na przeszłość Edwarda… większość tak uważała. Jednak ojciec jej winy w nim nie widział i dał mu ją za żonę pojąć. Ostatni raz z Morfinem widzieli się…
- …dzień przed naszym ślubem – usłyszałam i spojrzałam przed siebie. – Andreo, bądź tak dobrą córką i pozwól tacie porozmawiać z tymi miłymi paniami.
Tata, stojący kilka metrów ode mnie, wbił wzrok w czujne oczy Juzo. Mameha patrzyła w milczeniu na obraz, wiszący po jej lewej stronie, jakby malowidło statku na morzu zaczęło ją nagle pasjonować.
Poruszyłam się niespokojnie.
- Andreo – odparł pewnie.
Wstałam i oddaliłam się od nich, ale kiedy byłam w dość dużej odległości, schowana po bokach między ubranymi elegancko i rozgadanymi ludźmi, zerknęłam za siebie. Tata stał z założonymi rękami na klatce piersiowej i zdawał się mówić coś z poważną miną, a Juzo, z zamkniętymi oczami, machała mu od niechcenia ręką, jak gdyby sprawa, o której mówił jej tata, wydawała się dla niej nieco obojętna.
Nagle coś lub raczej ktoś zasłonił mi widok.
- Cześć – usłyszałam znajomy mi, męski głos i spojrzałam w górę.
- Thomas… cześć – wybąkałam, próbując się posunąć o kilka centymetrów i podejrzeć, o czym oni mówią.
- Masz może chwilę?
- Ja… nie mogę, muszę coś zrobić. Wybacz – zrobiłam przepraszającą minę.
- No chodź, chce ci coś pokazać.
Skrzywiłam się.
- Niech będzie.
- Chodź za mną – powiedział i zaczął przeciskać się przez tłum do wyjścia.
Spojrzałam tylko na tatę, Juzo i Mamehę, ale jego tam nie było. Zamiast tego Juzo siedziała ze wzrokiem wbitym w ziemię, natomiast Mameha poprawiała swoje kimono.
Razem z nim wyszłam z kajuty i, po kilku minutach, zaprowadził mnie na pokład, gdzie spotkaliśmy się ledwie… sama już nie wiem, ile temu to było. Zerknęłam w górę i ujrzałam ciemnoniebieskie niebo i okrągły księżyc, wychylający się zza kilku szarych chmurek.
- Ładnie, prawda? – oparł się o barierkę, zerkając daleko przed siebie na falującą, ciemną taflę wody, w której odbijał się nieboskłon, niczym w ogromnym lustrze. Zrobiłam to samo, co on. – Jest pełnia – stwierdził. – Auu! – poskoczyłam ze strachu, gdy zaczął nagle imitować wycie wilkołaka.
- Przestraszyłeś mnie. Myślałam, że wilkołak jest na statku – żachnęłam się.
On śmiał się przez dłuższą chwilę i przestał, kierując wzrok na mnie.
- Nie ma tu wilkołaków, a nawet, gdyby były, obronię cię – odparł z uśmiechem.
Zadrżałam na dźwięk jego słów.
- Zimno ci? – zaniepokoił się.
- Nie.
Thomas zignorował moją odpowiedź i przysunął się do mnie, obejmując ramieniem. Zadrżałam znów, tym razem przez bliskość jego ciała, ubranego jedynie w elegancką, czarną koszulę i spodnie. Odgarnął blond włosy, pozostawione w nieładzie, i nachylił się do mojej twarzy. Odtrąciłam go.
- Przestań – powiedziałam zdecydowanie.
Spojrzał na mnie zaskoczony tą nagłą reakcją, jednakże po chwili jego oczy rozjarzyły się, a usta wykrzywiły w infantylnym uśmiechu.
- Pierwszy raz dziewczyna mnie odrzuciła… podoba mi się to. Za takimi z chęcią się uganiam.
Otworzyłam oczy z zaskoczenia i chciałam odejść, ale on przytrzymał mnie mocno, więc, ostatkami sił, wyrwałam mu się, a potem zamachnęłam ręką mocno, zostawiając mu na policzku czerwony ślad. Złapał się za uderzone miejsce, dając mi okazję do ucieczki, dlatego od razu pomknęłam w kierunku kajuty i odetchnęłam z ulgą. Rozglądnęłam się, poszukując Belli i chcąc być jak najdalej od niego. Znalazłam ją stojącą przy stoisku z jedzeniem, wobec tego poszłam w jej kierunku, oddychając szybko. Właśnie nakładała zapewne kolejną porcję owocowych ciastek (poznałam to po okruszkach na trzymanym przez nią talerzu), co sprawiło, że nawet nie zwróciła uwagi na moje przybycie.
- Bella.
Bella odwróciła się i prawie wywaliła ciastka, nałożone już na talerz.
- Rany, nie strasz mnie tak. I jak tam rozmowa z twoim tatą? Nie mów, że cię za coś znowu ukarał, pewnie za to, czego nie zrobiłaś.
- Nie, nie o to chodzi – pokręciłam głową. – Wszystko ci opowiem.
Rozglądnęłam się, sprawdzając, czy ktoś podsłuchuje, ale goście byli zbyt daleko, by coś słyszeć, za to wypatrzyłam w tłumie Thomasa, który stał gdzieś w oddali, otoczony kilkoma (jak nie kilkunastoma) rozchichotanymi dziewczynami, i uśmiechając się, prostował się z gracją i gładził swoje włosy. Prychnęłam na jego widok.

7 komentarzy:

  1. Jjjjeeeeennnnyyyy tydzień bez internetu a tu tyle zaległości wszystkie rozdziały wyszły Ci cudnie z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.Wielkiej ilości weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie rozdział!
    Nie wiem, co napisać tak więc napisze to co zawsze: rozdział jest genialny i nie mogę sie doczekać następnego.
    Mam nadzieję, że uda ci sie skończyć twoją historie, znam wiele blogów, na których autorki pisały, pisały a nagle BUM! i piszą, że nie mają siły by skończyć swoje historie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję wam :) Też mam nadzieję, że skończę, choć może mi braknąć sił, bo zamierzam ciągnąć opowiadanie nawet do siódmego tomu książki, czyli do bitwy o hogwart, więc będzie trochę długie xD

      Usuń
    2. Nie ważne jak długie będzie, i tak napewno będzie ciekawe i będę je czytała :3

      Usuń
  3. Już nie lubię tego całego Thomasa..

    OdpowiedzUsuń