Pociągnęłam
ją jak najdalej, znikając mu z oczu, i przycisnęłam ją do ściany.
- Nie
wygłupiaj się. On nic złego nie robił.
- Nie
wygłupiać się? – rozszerzyła oczy.
- O co ci
chodzi? – spytałam, mrużąc brwi.
- Nie
widzisz, jak on się na ciebie patrzy? Jak wygłodniały wilk na jagnię.
Puściłam ją,
wzdychając głęboko, a on skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Masz
wybujałą wyobraźnię – stwierdziłam.
- Może i
mam, ale wiem, co widziałam. Gapił się na ciebie tak, że nawet, gdyby statek
rzeczywiście walnął prosto w górę lodową i ludzie zaczęliby się topić, on by
nie ogarniał rzeczywistości.
- Nawet
gdyby? Kocham Toma i nigdy nie przestanę go kochać. Moje uczucia do niego są
niezmienne – zapewniłam ją.
- Mam
nadzieję – uśmiechnęła się. – Bo tak słodko razem wyglądacie! – zapiszczała z
radości.
Zaśmiałam
się.
- Chodźmy do
naszej kajuty, ty szalona romantyczko, bo musimy się wypakować – podążyłam w
stronę naszych kajut.
- Na te trzy
dni? To nie ma sensu! – skrzywiła się, sunąc tuż za mną po pokładzie.
- Trzy dni chodzenia
w tych samych ciuchach, no wiesz!
Zachichotałyśmy.
- Andrea!
Odwróciłam
się, słysząc moje imię i zobaczyłam tatę w jego dystyngowanym garniturze, który
trzymał w dłoni kieliszek wina. Przywołał mnie ręką, więc podreptałam w jego
kierunku ze spuszczoną głową; nie chciałam dłużej wywoływać kłótni, a nie wiem,
dlaczego mnie woła, także lepiej będzie, jeśli trochę pomilczę.
Kiedy
zatrzymałam się przed tatą, podniosłam głowę i ujrzałam koło niego wysoką
japonkę ze spiętymi w górze, czarnymi włosami w czerwonobiałym, kwiecistym
kimonie. Czerwone koraliki wpięła we włosy, a jej cera połyskiwała kolorem
ciepłej brzoskwini, nie zakrywając jednak kilku zmarszczek, świadczących o tym,
że dni jej młodości zaczynają powoli przemijać, jak wskazywały to kilka kosmyków
szarych włosów. Uśmiechała się pogodnie, trzymając kieliszek wina, niczym
szlachcianka.
- Poznaj
proszę Mamehę – oznajmił tata, wskazując na japonkę. – Mameho, to moja córka,
Andrea – zwrócił się do niej.
Czarnowłosa
japonka, nazwana przez mojego tatę Mamehą, pochyliła się nade mną i ujęła mój
podbródek wolną dłonią, a potem zaczęła oglądać mnie z różnych stron, jakby
oceniała dojrzałość jakiegoś owocu. Po kilku minutach ciszy, w których tata z
uwagą nam się przyglądał, wyprostowała się i spojrzała na niego.
- Bardzo
ładna. Będzie wspaniałą gejszą – powiedziała z radością.
Spuściłam
głowę ze smutkiem.
- Jak dobrze
to słyszeć. Mam nadzieję, że to nie za późno na edukację dla niej, przecież ma
szesnaście lat.
- To prawda,
trochę późno, ale zapewniam, że czcigodna Juzo zrobi ten wyjątek, tak po
starych znajomościach – odpowiedziała uprzejmie Mameha.
Po starych
znajomościach? Co to znaczy?
- Dziękuję
bardzo, niezmiernie mi na tym zależy. Tak więc o której to przedstawienie?
- Za chwilę
powinno się odbyć.
- Proszę,
zabierz moją córkę do Juzo i innych gejsz, wiesz, żeby poznała trochę lepiej
swoje przyszłe zajęcie.
- Oczywiście
– kiwnęła głową. – Choć, moja droga, poznasz sekrety kobiet sztuki – zwróciła
się do mnie, a potem zaczęła iść w przeciwną stronę.
Stałam przez
moment w milczeniu, zastanawiając się, co zrobić, ale gdy zerknęłam w górę i
zobaczyłam niezadowoloną twarz mojego ojca, ze zrezygnowaniem podreptałam za
Mamehą. Bella została przed kajutą, ładnie wystrojoną wiktoriańskimi meblami i
starymi, niezwykle drogocennymi artefaktami, a kątem oka dostrzegłam, jak
wychyla się, by nas zobaczyć.
- Powiedz
mi, co myślisz o gejszach? – spytała ze spokojem, idąc przed siebie i nie
patrząc na mnie.
- Zawsze
myślałam, że jesteście prostytutkami… - powiedziałam, ostrożnie dobierając
słowa. To ostatnie słowo wypowiedziałam tak cicho, że wątpię, by cokolwiek
usłyszała.
- Mylisz
się. Gejsza to kobieta sztuki; tańczymy i zabawiamy gości. Nie ma tu nic z
prostytucji. Owszem, zdarza się, iż młoda gejsza chce oddać sprzedać swoje
dziedzictwo, lecz robi to tylko raz, bo w końcu nie da się stracić dziewictwa
dwa razy – zachichotała. – Zwykle to są kobiety, które kiedyś zostały sprzedane
Domom Gejsz i muszą zarobić, by spłacić swój dług.
- Dlaczego
zostały sprzedane? – spytałam z ciekawości.
- Różne
przyczyny. Głód rodziny, nędza i ogólny brak możliwości utrzymania córki.
Mężczyźni mogą pracować, ale dziewczyny? Dlatego Dom Gejsz to jedyne miejsce,
gdzie mogą trafić i jakoś żyć.
- Ty też
zostałaś sprzedana? – wypaliłam, nim ugryzłam się w język.
Ona tylko
zerknęła na mnie i uśmiechnęła się. Wtem ujrzałam przed sobą duży pokój,
ozdobiony obrazami i japońskimi artefaktami, zaś na środku stał drewniany,
niski stolik z matami po bokach. Siedziała przy nim stara kobieta ze spiętymi w
kok włosami i długim, metalowym patykiem, wpiętym w siwe kosmyki. Ubrana w
jasnoniebieskie, nie tak strojne jak Mamehy, kimono, paliła w ciszy fajkę,
mrugając oczami z ciężkimi powiekami i pomarszczoną twarzą.
- Czcigodna
Juzo, to Andrea – Mameha przedstawiła mnie tej pani, kłaniając się jej nisko.
Trąciła mnie lekko, dając mi znać, bym też się skłoniła.
Staruszka,
nazwana Juzo, podniosła się z trudem i, lekko pochylona, podeszła do mnie, a
potem uśmiechnęła się szeroko, ukazując kilka białych ząbków. Poczułam
nieprzyjemny zapach ust, kiedy patrzyła na mnie, zwężając oczy.
- Andrea!
Cóż za dziwaczne, nie japońskie imię! Ale uroda niesamowita! Usiądź, moje
dziecko.
Podreptała z
powrotem na miejsce, a ja z Mamehą poszłyśmy za nią. Gdy już siedziałyśmy, Juzo
zapaliła, wydmuchała dym i trąciła mnie łokciem.
- Powiedz,
sama chciałaś do tej szopki?
- Jakiej
szopki? – spytałam zdziwiona.
- Ano
takiej, jak ta. Kobieta sztuki, gejsza. Sama chciałaś nią być? – odparła z
rozbawieniem w głosie.
- Nie
chciałam…
- A co? –
zamilkła na chwilę. – O chłopaka chodzi, hę? Miałam kiedyś taką, była moją
ulubioną uczennicą i zapowiadała się z niej wspaniała gejsza… ale pewnego dnia
poznała kogoś i ślad po niej zaginął – westchnęła.
- Kogo?
- Tego tam –
wskazała drżącą ręką na… tatę!
- Tatę…?
- Oh, twój
tata to? – rozszerzyła oczy, choć zobaczyłam jak kąciki jej ust drżą w lekkim
uśmiechu.
- Czcigodna
Juzo, mówiłam ci, że Andrea jest córką Edwarda Misabielle – wtrąciła Mameha.
- Mówiłaś?
Eh, widocznie ta starość daje się we znaki – pokiwała głową.
- Moja mama
była gejszą? – dopytywałam.
- Och tak,
jak jej matka – znów wciągnęła dym z fajki.
- Jak
babcia??
- Och tak –
przytaknęła Juzo, wypuszczając dym z ust. – I obie dały się ponieść miłości.
- Kogo
poznały? – zaczęłam, choć doskonale wiedziałam, co Juzo powie.
- Hanabi
poznała Marvola Gaunta, a Isabella, cóż za niezwykłość, jego syna, Morfina.
Babcia i
mama były gejszami i zrezygnowały dla nich? Czyżby to działanie klątwy tak
sprawiło?
- Proszę,
czcigodna Juzo, opowiedz mi o mojej babci i mamie.
- Czcigodna
Juzo jest zapewne zmęczona. Zwiedzała Londyn, a w jej wieku nie jest dobrze
takie długie podróżowanie – stwierdziła stanowczo Mameha. – I palić też nie
powinnaś – dodała, gdy Juzo po raz kolejny zapaliła.
- Oj, nie
zaliczaj mnie do tych staruszek, co siedzą w fotelu i na drutach robią – Juzo
pomachała jej przed nosem swoją fajką. – Jeszcze trochę, a tobie uczennice będą
prawić takie morały, jak ty mnie. Poza tym, dobrze wiem, że nie chcesz słuchać
o Isabelli. Nieco posprzeczałyście się, ano nie?
Zmarszczyłam
brwi.
- Dlaczego?
Mameha
pokręciła się niespokojnie z kwaśną miną, a Juzo jeszcze raz zapaliła.
Wpatrywałam się w nie w milczeniu, czekając na to, co powiedzą. W końcu Juzo, u
której uśmiech znikł, wypuściła dym i odezwała się pierwsza.
Rozdział jak zwykle jest niesamowity. Cieszę się, że tak szybko się pojawił. Jestem ciekawa, co przydarzy się w następnym!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Rozdział jak zwykle jest niesamowity. Cieszę się, że tak szybko się pojawił. Jestem ciekawa, co przydarzy się w następnym!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo fajnie opowiadanie:) Historia wciąga i nie można się oderwać. Czekam na kolejne wpisy. Obserwuję i w wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie bardziej pikantnie:)
OdpowiedzUsuńFantazyjna
mysli-bez-cenzury.blogspot.com
Taaaak !! Nie zawiodlam sie na Tobie xD nie znioslabym tego by Andrea miala być jakąś prostytutka.. to tutaj brzmi lepiej :-)
OdpowiedzUsuń