środa, 21 stycznia 2015

28. "Myślę, że to już było"



Zadrżałam z lekkiego chłodu. Wiatr wiał nieustannie od rana, jakby chciał się pożegnać. Stałam między limuzyną, a domem, otulona w biały sweter i zastanawiająca się, dlaczego to wszystko tak się potoczyło. Tata nie zrezygnował z tego, że zabierze mnie do Japonii, choć przez ostatnie kilka dni starałam się ze wszystkich sił go przekonać, jednak jego uparty charakter był nie do pokonania, prawie, jak u mnie. Obserwowałam, jak Arnold pakuje walizki do bagażnika, a koło jego stóp w swojej klatce śpi Zazu. W pewnej chwili poczułam, jak ktoś mnie trącił w ramię – to Dorothy, nadal oburzona moim wcześniejszym zachowaniem, popchnęłam mnie ramieniem, a potem, z uniesioną głową i lekkim prychnięciem, podążyła w swojej eleganckiej sukni do limuzyny, taszcząc ze sobą swoją małą torebkę. Poczekała przy drzwiach, aż Arnold podejdzie do niej i otworzy drzwiczki (patrząc na Dorothy miał kwaśną minę, jakby zobaczył oślizgłego węża w sukience i makijażu), następnie z kocią gracją usiadła, odsuwając szybę i wyjmując lusterko.
- Wiesz – stanęła przy mnie Bella. – Zawsze, gdy ją widzę, przypomina mi się moja ciocia. Ubierała się tak, jak ona, a grubym makijażem maskowała swoje niedoskonałości – wykrzywiła się ze złośliwym uśmieszkiem.
Zachichotałam.
- Jak tam, ofermy? Gotowe na kilkugodzinną podróż na statek? Nie zapomniałyście swoich siatek na wymioty? Wiecie, mnie to obchodzi tylko dlatego, że będziemy ściśnięte na tym samym siedzeniu – zaśmiała się Rebeka, przechodząc koło nas, trzymając torbę na rękach.
Jej matka zwróciła wzrok w jej stronę, na chwilę odrywając się od podziwiania swojego wyglądu, i zasłoniła usta ręką.
- Rebeka, mon Dieu! Co ty robisz? Damie nie przystoi nosić ciężarów!
Przez moment Rebeka wyglądała na lekko zaskoczoną, a potem uśmiechnęła się złośliwie.
- Właśnie, damie nie przystoi nosić ciężarów – rzuciła walizkę w ręce Belli, która ugięła się pod ciężarem bagażu, a potem odrzuciła swoje włosy do tyłu i pomaszerowała w stronę swojej matki.
Pomogłam Belli podnieść torbę Rebeki.
- Nie powstrzymuj mnie, kiedy zakradnę się do jej pokoju z nożem w ręku – wypaliła moja przyjaciółka przez zaciśnięte zęby.
Zaniosłyśmy razem torbę do bagażnika (zdawało mi się, że w tym czasie słyszałam przekleństwa z ust Belli), a później Arnold włożył ją do bagażnika. Westchnęłam i rozglądnęłam się wokoło. Mój wzrok przykuła sylwetka młodego chłopaka.
- Tom… - szepnęłam, nie dowierzając własnym oczom. Przez te kilka dni się nie pojawiał i myślałam, że tata go ode mnie zraził, aż tu nagle on… przyszedł. Na moją twarz mimowolnie wpełzł uśmiech, a Bella trąciła mnie łokciem.
- Idź, jakby co, powiem, że poszłaś zbierać orzechy – puściła mi oczko.
- Nie ma orzechów w lipcu.
- E tam, coś wymyślę, a ty leć, bo zobaczycie się po raz kolejny dopiero za dwa miesiące.
Spojrzałam na drzwi do domu, a potem zerknęłam na siedzące obok siebie Rebekę i jej mamę, które zdawały się nie interesować niczym oprócz swoimi lusterkami. O Arnolda nie miałam się co martwić, nigdy nie przeszkadzało mu to, że zadaję się z Tomem i wiem, że nigdy by nie wyjawił niczego, co mogłoby mi jakkolwiek zagrozić.
Pobiegłam w jego stronę i zniknęłam za drzewem. Moim oczom ukazała się jego twarz, uśmiechająca się radośnie, i biała, elegancka koszula, odsłaniająca kawałek jego umięśnionej klatki piersiowej. Natychmiast rzuciłam mu się w ramiona, a on mnie przytulił.
- Tęskniłem za tobą i to nawet nie wiesz, jak bardzo – schował głowę w moich rozpuszczonych włosach.
- Myślałam, że tata cię do mnie zraził.
- Nic mnie do ciebie nie zrazi – oderwaliśmy się od siebie, a on złożył na moich ustach delikatny pocałunek, jakby całował porcelanową lalkę, która rozbiłaby się pod choćby niewielkim naciskiem. Dopiero po kilku minutach przestaliśmy się całować, przyciągnął mnie i dotknęliśmy się czołami, wsłuchując się z zamkniętymi oczami w nasze oddechy. Chciałabym, by ta chwila trwała wiecznie.
- Jedziemy do Japonii. Tata chce, bym została – zamilkłam na moment. – gejszą.
- Spotkamy się w szkole.
- A co… jeśli mnie nie puści? – przytuliłam się bardziej do niego, wdychając jego perfumy, by na długo je zapamiętać.
- Znajdę cię – szepnął. – Znajdę.
Usłyszeliśmy huk i natychmiast odskoczyliśmy od siebie. To szary kamyk z impetem uderzył o skałę. Spojrzałam zza drzewa na limuzynę, przy której stała Bella i machała do nas, zerkając co chwilę na wejście do domu.
- Muszę iść – ostatni raz przytuliłam się do niego, a on pocałował mnie w czoło. Odwróciłam się, podążając w stronę przyjaciółki i nie chcąc choćby zerknąć za siebie, by nie ujrzeć jego twarzy, bo gdybym to zrobiła, zapewne podbiegłabym do niego i rzuciłabym mu się na szyję, nie chcąc się z nim rozstawać. Moja dłoń machinalnie powędrowała do srebrnego naszyjnika.
Mam wrażenie, że to już było.

- Ups, wybacz, nie zauważyłam cię – odparła z uśmiechem Rebeka, tuż po tym, jak zręcznie trąciła mnie łokciem. Siedziałam w milczeniu w limuzynie między moją przyszłą siostrą, a Bellą.
- Choć raz możesz sobie darować? – wypaliła Bella. – Wytrzymaj te kilkadziesiąt minut naszej obecności.
Rebeka prychnęła.
- Nawet kilka minut z wami jest nie do wytrzymania.
- Nie widzisz, że Andy musiała się rozstać ze swoim chłopakiem? Nie widzisz, jak cierpi? – powiedziała głośnym szeptem moja przyjaciółka.
- O, jakże mi przykro – Rebeka uśmiechnęła się szeroko tak, że nawet jej pełne udawanego współczucia oczy nie były wstanie ukryć jej zadowolenia.
- Bella, cicho, tata nie może się dowiedzieć o… - zamilkłam.
- O czym nie mogę się dowiedzieć? – spytał nagle tata.
Byłam jednocześnie szczęśliwa, że się w końcu do mnie odezwał, ale jego słowa, a tym bardziej ton jego głosu, sprawiały, iż wolałabym rozmawiać z nim o czymś innym, zwłaszcza o czymś, co nie jest związane z wydarzeniem sprzed kilku dni. Poza tym nie wiem, co mu odpowiedzieć.
- To nic takiego – wzdrygnęłam się.
Bella schowała głowę w ramionach, patrząc na mnie przepraszająco.
- Myślę, że Andrea wciąż nie może pogodzić się z rozstaniem z tym sierotą – wtrąciła Dorothy z ironicznym tonem głosu. – Żeby taki kłopot sprawiać… to nie do pomyślenia! Dama tak nie robi.
- Właśnie – przytaknęła jej moja przyszła siostra, uśmiechając się do mnie złośliwie.
Zapadła na chwilę cisza. Spuściłam głowę, przyglądając się moim dłoniom, spoczywającym na moich kolanach. Po chwili ciszę przerwał, ku zdziwienia wszystkich, mój tata.
- Myślę, że moja córka jest dość rozsądną dziewczyną i słusznie wybierze.
Dorothy już się nie odezwała, Bella uśmiechała się pod nosem, a Rebeka siedziała cicho, nie mogąc przytaknąć swojej matce. Natomiast ja uniosłam głowę w kierunku taty. Jego słowa wydawały się… dziwne.

5 komentarzy:

  1. Cieszę sie, że pojawił sie nowy rozdział i już nie mogę doczekać sie następnego:)
    Nie pamietam, kiedy ostatnio tak bardzo podobałby mi sie kogoś blog. Piszesz świetnie i zawsze chce sie więcej, szczególnie przez te zakończenia.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że dodałaś kolejny rozdział. Wyczedl ci cudnie jak zawsze. Tom jest taki słodki ^^ . Ojciec Andrei coś kombinuje już ją to wiem,takie moje przeczucie
    Mam do ciebie wielką prośbę. Czy mogłabyś sprawić by Tom albo Andy zaavadovali Rebekę i jej matkę. One są mega denerwujące. To taka moja mała prośba.Życzę ci weny i fajnych ferii (jeśli je masz, a jeśli nie to tak na przyszłość )

    OdpowiedzUsuń
  3. Skąd nagła zmiana w zachowaniu ojca? Czyżby maczal w tym palce Tom ( np imperio hah xD)? Czytam dalej :-D

    OdpowiedzUsuń