piątek, 2 stycznia 2015

26. Klątwa



Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, na którym widać było jeszcze krople deszczu. Otworzyłam okno na oścież, czując lekki, chłodny wiatr, owiewający kosmyki moich włosów, które wydostały się spod koka, i suszący moje zapłakane, opuchnięte oczy. Zastanawiałam się nad tym, co się wydarzyło.  Rozumiem, że tata nie cierpi Toma, ale stał się bardziej agresywny w stosunku do niego, gdy zobaczył, że mówi w języku węży. Gdy to usłyszał wyglądał na przerażonego. Dlaczego? To prawda, mowa węży to rzadka umiejętność, a tata zna magię, bo w końcu ja jestem czarownicą i w dodatku przyjaźni się z rodem Blacków, więc nie powinna ta zdolność tak go dziwić. Zatem co się stało?
Wpatrywałam się w słońce, przebijające się przez ciemne, deszczowe chmury. Muszę porozmawiać z tatą, muszę dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi. Podeszłam do drzwi i wyszłam z pokoju. Stanęłam na chwilę, próbując się uspokoić. Nie chce krzywdzić taty, chce po prostu dowiedzieć się, o co chodzi.
Ruszyłam korytarzem, a potem zeszłam na dół. O dziwo, wszystkie okna były zasłonięte, a drzwi pozamykane. Jedynie kilka świeczek na ścianach ostrzegało domowników o tym, co znajduje się w rezydencji. Dziwiłam się, że Dorothy nie biega wszędzie, zasypując wszystkich wyznaczonymi przez siebie zadaniami na jej wymarzony ślub z tatą, nie widzę też nigdzie Rebeki.
Zeszłam na sam dół do pomieszczenia do którego wchodziło się od razu po wejściu do domu i rozglądnęłam się. Nie lubię ciemności, bo nigdy nie wiadomo, co się w niej znajduje, nie da się w niej nic zobaczyć i trzeba jedynie polegać na słuchu. W tejże chwili moją uwagę przykuły uchylone drzwi i wydobywające się z nich światło. Słyszałam też głosy. Taty i Diany.
Podeszłam i zerknęłam do pokoju. Diana stała spokojnie kilka metrów od klęczącego w przeciwną stronę niż ona taty. Jedynym oświetleniem był palący się kominek, a koło mojego ojca znajdowało się kilka porozrzucanych butelek po winie.
- …uciekłem, rozumiesz? – powiedział tata. – Nie mogłem patrzyć na to krwawiące ciało.
- A jednak; to pan go zabił – odparła pewnym głosem Diana, choć zobaczyłam, jak się zawahała.
- Nie! To znaczy… ja nie chciałem! Kochałem Isabellę i pragnąłem z nią być, ale on wiedział o tym, co zrobiłem, jaki kiedyś byłem. Gdyby jej ojciec się dowiedział…
- Nie zezwoliłby na pana małżeństwo z panią Isabellą.
Tata pokiwał głową.
- A więc to pan jest mordercą.
- Nie jestem mordercą! – warknął tata, podnosząc się na równe nogi.
Twarz Diany pozostała niewzruszona. Wyglądała, jakby zachowanie tatu było czymś mało znaczącym, niewielkim, codziennym…
- Więc jak wytłumaczy pan śmierć brata pani Isabelli? – powiedziała dość głośno. – Czyż to nie pan go zabił, a potem wrobił w to Morfina?
Tata zacisnął dłonie w pięści.
- Wiedział pan, że pani Isabella nie wybaczy mordercy swojego brata, czyż nie? – zamilkła. – Rosmerta wiedziała o tym, doskonale o tym wiedziała. Wie, kto jest mordercą…
Zadrżałam, przypominając sobie zdarzenie na cmentarzu. Słyszałam „morderca”, czyżby to była Rosmerta? Ja zabiłam ją, tata natomiast zabił brata mamy, mojego wujka. Zatem kogo miała na myśli?
- Wie – odparł pewnie tata. Jego drżący głos zmienił się nagle w pewny i lekko gniewny. – Ona o tym wie, ale już nikt inny się o tym nie dowie, bo ona nie żyję.
- Jej głos na cmentarzu…
- Ona nie żyje! – warknął tata, a potem zawołał radośnie. – Powinienem wysłać kwiaty do tego, kto ją przede mną załatwił. Uratował mi on życie. A ty – zwrócił się do Diany. – będziesz cicho. Rozumiesz? C i c h o.
Diana zmrużyła oczy, przyglądając mu się z uwagą i rozważając jego słowa.
- Klątwa – powiedziała.
Tata zamarł, a jego pewność siebie zamieniona została w strach.
- O czym…? – zaczął, ale ona mu przerwała.
- Chodzi o klątwę, prawda? Tę, która ciąży na rodzinie Gauntów i rodzinie pani Isabelli. Morfin i ona to kolejne ofiary tej klątwy. Tak pan kochał pani Isabellę, że dopuścił się pan do wszystkiego. Nawet do zabicia brata swojej ukochanej, by pana występki nie wyszły na jaw, bo wtedy ze ślubu nici, natomiast kiedy Morfin się dowiedział o tym, co pan czynił, oskarżył go pan o śmierć brata pani  Isabelli, mówiąc, że on próbuje wrobić w to pana, dlatego, by nie dopuścić do ślubu z panią Isabellą, prawda?
- Dość tego! Morfin sam się prosił! Mógł też dobrowolnie zostać, a nie uciekać, jak tchórz.
- Miał zostać i dać się złapać za coś, czego nie zrobił. Nie był bogaty, więc jego zdanie nie liczyło się i pan to wykorzystał. Automatycznie nie dopuścił pan do klątwy, jednak skoro klątwa dotknęła panią Isabellę i Morfina oraz jej matkę i jego ojca, jest prawdopodobieństwo… - zamilkła. – Zna pan Toma Riddle’a? Kilka lat temu, tuż po wyjeździe pana i panienki poszłam do sierocińca Wolls. Drugie imię tego chłopca to Marvolo. Poza tym, kiedyś przyłapałam go, jak używał mowy węży, tak samo mówiła pracownica sierocińca.
- Teraz, gdy spotkałem go z Andreą, rozmawiał z wężem… czyżby możliwe, że klątwa na niego przeszła? To syn Morfina? – spytał zaniepokojony tata.
- Morfin miał siostrę. Tom Riddle to imię mugola, który niedawno w dziwnych, nieznanych mugolom okolicznościach zmarł. W Proroku Codziennym natomiast pisano o tym, że ktoś użył magii, by go zabić, tak, jak jego rodziców.
- Chyba nie sądzisz, że ten dzieciak mógł… nie, to niedorzeczne!
- A dlaczego, by nie mógł? Tak samo się nazywali, Tom Riddle mieszkał niedaleko domu Gauntów. Może Meropa wlała mu eliksir miłosny i zakochał się w niej, może młody Tom Riddle jest owocem związku dzięki eliksirowi? Słyszałam, że Tom Ridddle Senior zaginął i wrócił po kilku miesiącach. Być może porzucił ciężarną Meropę. Tom miałby powód, by zabić ojca.
- To tylko domniemania.
- Może to domniemania, jednak wracając do klątwy, może ona przeszła na Toma Riddle’a Juniora? Może Morfin nie uczynił, co jego ojciec i nie ożenił się, w takim razie klątwa przeszła na kolejnego męskiego potomka rodu Slytherina. Bo od tego rodu ciągnie się klątwa.

2 komentarze:

  1. Postawiłaś mi humor!!! Tak się cieszę dłuższy komentarz będzie jak wrócę do domu

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny:D Nie mogę sie doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń