Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, na którym widać było
jeszcze krople deszczu. Otworzyłam okno na oścież, czując lekki, chłodny wiatr,
owiewający kosmyki moich włosów, które wydostały się spod koka, i suszący moje
zapłakane, opuchnięte oczy. Zastanawiałam się nad tym, co się wydarzyło. Rozumiem, że tata nie cierpi Toma, ale stał
się bardziej agresywny w stosunku do niego, gdy zobaczył, że mówi w języku
węży. Gdy to usłyszał wyglądał na przerażonego. Dlaczego? To prawda, mowa węży
to rzadka umiejętność, a tata zna magię, bo w końcu ja jestem czarownicą i w
dodatku przyjaźni się z rodem Blacków, więc nie powinna ta zdolność tak go
dziwić. Zatem co się stało?
Wpatrywałam się w słońce, przebijające się przez ciemne,
deszczowe chmury. Muszę porozmawiać z tatą, muszę dowiedzieć się, o co tak
naprawdę chodzi. Podeszłam do drzwi i wyszłam z pokoju. Stanęłam na chwilę,
próbując się uspokoić. Nie chce krzywdzić taty, chce po prostu dowiedzieć się,
o co chodzi.
Ruszyłam korytarzem, a potem zeszłam na dół. O dziwo,
wszystkie okna były zasłonięte, a drzwi pozamykane. Jedynie kilka świeczek na
ścianach ostrzegało domowników o tym, co znajduje się w rezydencji. Dziwiłam
się, że Dorothy nie biega wszędzie, zasypując wszystkich wyznaczonymi przez
siebie zadaniami na jej wymarzony ślub z tatą, nie widzę też nigdzie Rebeki.
Zeszłam na sam dół do pomieszczenia do którego wchodziło się
od razu po wejściu do domu i rozglądnęłam się. Nie lubię ciemności, bo nigdy
nie wiadomo, co się w niej znajduje, nie da się w niej nic zobaczyć i trzeba
jedynie polegać na słuchu. W tejże chwili moją uwagę przykuły uchylone drzwi i
wydobywające się z nich światło. Słyszałam też głosy. Taty i Diany.
Podeszłam i zerknęłam do pokoju. Diana stała spokojnie kilka
metrów od klęczącego w przeciwną stronę niż ona taty. Jedynym oświetleniem był
palący się kominek, a koło mojego ojca znajdowało się kilka porozrzucanych
butelek po winie.
- …uciekłem, rozumiesz? – powiedział tata. – Nie mogłem
patrzyć na to krwawiące ciało.
- A jednak; to pan
go zabił – odparła pewnym głosem Diana, choć zobaczyłam, jak się zawahała.
- Nie! To znaczy… ja nie chciałem! Kochałem Isabellę i
pragnąłem z nią być, ale on wiedział
o tym, co zrobiłem, jaki kiedyś byłem. Gdyby jej ojciec się dowiedział…
- Nie zezwoliłby na pana małżeństwo z panią Isabellą.
Tata pokiwał głową.
- A więc to pan jest mordercą.
- Nie jestem mordercą! – warknął tata, podnosząc się na
równe nogi.
Twarz Diany pozostała niewzruszona. Wyglądała, jakby
zachowanie tatu było czymś mało znaczącym, niewielkim, codziennym…
- Więc jak wytłumaczy pan śmierć brata pani Isabelli? –
powiedziała dość głośno. – Czyż to nie pan go zabił, a potem wrobił w to
Morfina?
Tata zacisnął dłonie w pięści.
- Wiedział pan, że pani Isabella nie wybaczy mordercy swojego
brata, czyż nie? – zamilkła. – Rosmerta wiedziała o tym, doskonale o tym
wiedziała. Wie, kto jest mordercą…
Zadrżałam, przypominając sobie zdarzenie na cmentarzu.
Słyszałam „morderca”, czyżby to była Rosmerta? Ja zabiłam ją, tata natomiast
zabił brata mamy, mojego wujka. Zatem kogo miała na myśli?
- Wie – odparł pewnie tata. Jego drżący głos zmienił się nagle
w pewny i lekko gniewny. – Ona o tym wie, ale już nikt inny się o tym nie
dowie, bo ona nie żyję.
- Jej głos na cmentarzu…
- Ona nie żyje! – warknął tata, a potem zawołał radośnie. –
Powinienem wysłać kwiaty do tego, kto ją przede mną załatwił. Uratował mi on
życie. A ty – zwrócił się do Diany. – będziesz cicho. Rozumiesz? C i c h o.
Diana zmrużyła oczy, przyglądając mu się z uwagą i
rozważając jego słowa.
- Klątwa – powiedziała.
Tata zamarł, a jego pewność siebie zamieniona została w
strach.
- O czym…? – zaczął, ale ona mu przerwała.
- Chodzi o klątwę, prawda? Tę, która ciąży na rodzinie
Gauntów i rodzinie pani Isabelli. Morfin i ona to kolejne ofiary tej klątwy.
Tak pan kochał pani Isabellę, że dopuścił się pan do wszystkiego. Nawet do
zabicia brata swojej ukochanej, by pana występki nie wyszły na jaw, bo wtedy ze
ślubu nici, natomiast kiedy Morfin się dowiedział o tym, co pan czynił,
oskarżył go pan o śmierć brata pani
Isabelli, mówiąc, że on próbuje wrobić w to pana, dlatego, by nie
dopuścić do ślubu z panią Isabellą, prawda?
- Dość tego! Morfin sam się prosił! Mógł też dobrowolnie
zostać, a nie uciekać, jak tchórz.
- Miał zostać i dać się złapać za coś, czego nie zrobił. Nie
był bogaty, więc jego zdanie nie liczyło się i pan to wykorzystał.
Automatycznie nie dopuścił pan do klątwy, jednak skoro klątwa dotknęła panią
Isabellę i Morfina oraz jej matkę i jego ojca, jest prawdopodobieństwo… -
zamilkła. – Zna pan Toma Riddle’a? Kilka lat temu, tuż po wyjeździe pana i
panienki poszłam do sierocińca Wolls. Drugie imię tego chłopca to Marvolo. Poza
tym, kiedyś przyłapałam go, jak używał mowy węży, tak samo mówiła pracownica
sierocińca.
- Teraz, gdy spotkałem go z Andreą, rozmawiał z wężem…
czyżby możliwe, że klątwa na niego przeszła? To syn Morfina? – spytał zaniepokojony
tata.
- Morfin miał siostrę. Tom Riddle to imię mugola, który
niedawno w dziwnych, nieznanych mugolom okolicznościach zmarł. W Proroku
Codziennym natomiast pisano o tym, że ktoś użył magii, by go zabić, tak, jak
jego rodziców.
- Chyba nie sądzisz, że ten dzieciak mógł… nie, to
niedorzeczne!
- A dlaczego, by nie mógł? Tak samo się nazywali, Tom Riddle
mieszkał niedaleko domu Gauntów. Może Meropa wlała mu eliksir miłosny i
zakochał się w niej, może młody Tom Riddle jest owocem związku dzięki
eliksirowi? Słyszałam, że Tom Ridddle Senior zaginął i wrócił po kilku
miesiącach. Być może porzucił ciężarną Meropę. Tom miałby powód, by zabić ojca.
- To tylko domniemania.
- Może to domniemania, jednak wracając do klątwy, może ona
przeszła na Toma Riddle’a Juniora? Może Morfin nie uczynił, co jego ojciec i
nie ożenił się, w takim razie klątwa przeszła na kolejnego męskiego potomka
rodu Slytherina. Bo od tego rodu ciągnie się klątwa.
Postawiłaś mi humor!!! Tak się cieszę dłuższy komentarz będzie jak wrócę do domu
OdpowiedzUsuńRozdział świetny:D Nie mogę sie doczekać następnego.
OdpowiedzUsuń