Odwróciłam się, czując, jak serce bije mi szybciej, i spojrzałam przed siebie… w pustą przestrzeń.
- Andy, choć, bo pojedziemy bez ciebie! – zaśmiała się
Bella, narażając się na oburzone spojrzenia tych, którzy jeszcze nie odjechali.
Podreptałam przerażona w jej stronę.
- Morderca…
Stanęłam. Zaparło mi dech w piersiach. Kto to mówił?
Dlaczego…? Wzdrygnęłam się. Zacisnęłam pięści i, z szalejącym ze strachu
sercem, podążyłam w stronę limuzyny.
- Co się stało, Andy? Cała się trzęsiesz.
- Nie, nic… - uśmiechnęłam się do niej niezbyt przekonująco.
- No, dobrze… - powiedziała, przyglądając mi się bacznie.
Usiadłam tuż koło niej i może to był błąd? Widziałam, jak na mnie zerkała i
kręciła się w miejscu tak, że kilka razy została zbesztana przez siedzącą koło
niej Rebekę, gdy pchnęła ją tak, że ona, chcą poprawić sobie makijaż,
pomalowała sobie szminką nos. Bella natychmiast, gdy ją ujrzała, wybuchła
śmiechem, i zaczęła trącić mnie łokciem mówiąc, że Rebeka wygląda, jak klaun.
Przestała, gdy zobaczyła mój brak zainteresowania i spuściła głowę, zaś moja
przyszła siostra wróciła do swojej przerwanej czynności, przedtem jednak
obrzucając moją przyjaciółkę nienawistnym spojrzeniem i prychnięciem godnym
obrażonej kotki królowej.
Spojrzałam w okno. Do domu była godzina jazdy, a, choć
minęło zaledwie kilkanaście minut, rozpadało się i to bardzo. Krople deszczu
bębniły w szyby, pozostawiając za sobą smugi i wygrywając dziwne melodię, zaś
domy i drzewa, i wszelkie inne przedmioty poza drzwiczkami naszego pojazdu
pochłonięte były w deszczu, że ledwo je dostrzegałam, aczkolwiek nie ma
różnicy, skoro limuzyna jechała niezwykle szybko.
Nie słyszałam już tego głosu, ale nadal nie mogłam zdusić w
sobie przerażenia, które rozprzestrzeniło się po moim całym ciele. Myślałam o
tym, co ten głos powiedział: „Morderca”. Morderca. Skuliłam się na siedzeniu.
Czyżby chodziło o mnie? Pewnie Rosmerta powróciła, jako duch, w końcu w
Hogwarcie są duchy, więc to nie jest problem. Tak, wróciła… i nazwała mnie
mordercą. I słusznie, bo ją zabiłam, prawda? Zabiłam z zimną krwią, zabiłam bez
cienia żalu, bez skruchy, bez… zabiłam ją tak, jak moją matkę. Ćwiczyłam,
trenowałam, bym już nigdy nikogo nie skrzywdziła, bałam się tego, to było takie
dziwne… ale zrobiłam to znowu…
Zabiłam niewinną osobę.
Zadrżałam. Godzinę później limuzyna zatrzymała się i wszyscy
zaczęli wysiadać, a ja, gdy tylko Rebeka i Bella opuściły pojazd, wyszłam i
rzuciłam się biegiem w stronę… gdzie? Nie wiedziałam, chciałam tylko biec, a
jedynym miejscem, które jak na razie przychodziło mi do głowy, był most. Tak,
ten most, na który kiedyś chodziłam z Tomem, będący moją ostoją od chwili
utraty tak bliskiej mi osoby, jak mama.
Deszcz już przestał padać, krople deszczu, jak krople krwi,
spływały po liściach roślin.
Stanęłam na moście i spojrzałam w dół. Rzeczka płynęła
spokojnie, jak gdyby nigdy nic, niosąc ze sobą patyki, liście i niewielkie
rybki oraz moje łzy. W dzień pogrzebu mamy zrobiłam tak samo: wybiegłam z
limuzyny wprost na ten most, ocierając opuchnięte z płaczu oczy. Biegłam na
oślep, chcąc być sama i tak się zgubiłam. Wtedy poznałam Toma.
Wytarłam oczy w rękach.
- Czemu płaczesz?
Zamarłam. Odwróciłam się w mgnieniu oka i uśmiechnęłam się
szeroko, a potem rzuciłam się mu na szyję.
- Przewrócisz mnie – powiedział Tom.
- Tak się cieszę, że cię znów widzę – puściłam go i
spojrzałam na jego twarz, na której widniał ten znany mi łobuzerski uśmieszek.
- Nie wiedziałem, że jeszcze tu wrócisz.
- Wróciłam tu, gdy… - zamilkłam.
- Zginęła Rosmerta – dokończył za mnie.
Spuściłam głowę.
- Myślisz, że to było złe… -
zaczęłam, patrząc na dół. – Co ja mówię – zganiłam się. – Oczywiście, że
to było złe.
- Nie przejmuj się tym. Teraz masz horkruksa, jak ja, i
możemy być razem – w jego dłoni znikąd pojawiła się nagle róża i wsunął mi ją
za ucho, poprawiając tym samym moją fryzurę, którą był elegancki kok.
Tom pochylił się, gotowy złożyć na moich ustach czuły
pocałunek. Jego oczy lśniły milionem gwiazd, a on sam uśmiechał się szczerze z
pełnią radości. Strach, który przedtem mną ogarnął zniknął w mgnieniu oka, a
wypełniło mnie szczęście. Niezwykłe szczęście stojąc z ukochaną osobą w
miejscu, które stało się naszym miejscem, gdzie kiedyś spędzaliśmy każdą
chwilę; zimą urządzaliśmy bitwę na śnieżki, jesienią obserwowaliśmy tańczące na
wietrze kolorowe liście, wiosną rzucaliśmy kamyki na płynącą spokojnie rzeczkę,
zaś w lecie siedzieliśmy pod drzewem grzani przez jasne promyki słońca,
przebijające się między gałęziami z zielonymi liśćmi. A gdy zapadał zmierzch
przychodziliśmy do mojego domu, do Diany, która uśmiechnięta czekała na nas z
pysznymi ciasteczkami…
- Zostaw ją!
Otworzyłam oczy. Tata stał koło mnie, a Tom leżał na plecach
na ziemi. Widocznie tata musiał go popchnąć. Patrzyłam zaskoczona na tatę,
wcześniej nawet nie podejrzewając, że może coś takiego zrobić.
- Zostaw ją -
powtórzył tata ze złością.
W jego oczach widziałam odrazę, gdy spoglądał na Toma, który
nie ugiął się pod jego spojrzeniem.
- Tato… - zaczęłam.
- Idziemy – warknął i złapał mnie za rękę, ściskając tak
mocno, że moja twarz wykrzywiła się w bólu. Nie puścił mnie, póki tuż obok jego
dłoni, którą mnie trzymał, nie pojawił się wąż, sycząc groźnie. Tata odskoczył
ode mnie, patrząc na zwierzę. Dwumetrowy gad przestał wydawać jakiekolwiek
dźwięki, owinięty wokół ogrodzenia na moście, jednak syczenie nadal rozlegało
się po okolicy. Tata spojrzał w stronę Toma i zamarł; Tom syczał, niczym wąż…
Tata zrobił kilka kroków do tyłu, jego usta zadrżały, a oczy
wręcz wychodziły mu z oczodołów – wyglądał tak, jakby jego najgorszy koszmar
się spełnił, jakby przerażenie nagle nim zawładnęło.
Tom syczał nadal, wpatrując się w oczy mojego ojca. Po
chwili tata odzyskał jako taką równowagę, złapał mnie znów za rękę i pociągnął
za siebie.
- Wynoś się stąd na zawsze, nędzna kreaturo! – wrzasnął do
Toma.
Wyciągnął czerwoną różę, którą dał mi przed chwilą mój
ukochany, i rzucił na ziemię, a potem nadepnął na nią, mieszając ją z kurzem i
ziemią na drewnianym moście. Ruszył w przeciwną stronę niż on, do naszego domu,
ciągnąc mnie za sobą.
- Tato, co ty robisz?
Nie odpowiedział mi, tylko szedł pewnym i szybkim krokiem, jakby
chciał znaleźć się w naszym domu jak najszybciej, odejść od Toma, trzymać się
od niego z daleka. Dlaczego to zrobił? Tom, prawda, nie jest czystej krwi, ale
czyż ja też nie mam takiego statusu krwi? Mój ojciec jest mugolem. Może chodzi
mu o to, że on nie jest bogaty, a to znaczy, że nie mogę z nim być?
- Zakazuje ci się z nim spotykać, rozumiesz?? – odparł, gdy
znaleźliśmy się już przed schodami do frontowych drzwi posiadłości.
Zauważyłam stojącą na szczycie schodów Dianę, która
przyglądała się nam w milczeniu, wyglądając, jakby była wręcz bliska płaczu.
Koło niej stał Arnold, przyglądając się nam z twarzą bez jakiegokolwiek wyrazu.
- Idź do swojego pokoju, natychmiast, i nie wychodź aż do
kolacji! – warknął. – Już, idź przede mną, bym cię widział, czy próbujesz uciec
czy nie!
Puścił mnie i wspięłam się na schodach, podążając przed nim,
przed jego czujnym, pełnym gniewu wzrokiem.
- Arnoldzie, przynieś mi wino – odparł, gdy znaleźliśmy się
na szczycie schodów.
- Tak, sir. Jakiego rocznika?
- Byle jakiego. Ważne, żeby było. I to szybko! – rozkazał.
Weszłam szybko do rezydencji, a potem czmychnęłam po
schodach na górę, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Położyłam się na łóżku
i podkuliłam kolana, widząc, jak cały pokój zamazuje się pod wpływem
napływających do oczu łez.
Jak zwykle świetnie. Nie mogę sie doczekać nowych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!:)
Jak zwykle późno się orientuję ze dodalas nowy rozdział pięknie napisane. Szkoda mi tylko Andrei, że jej ojciec zabrał ją od Toma no ale rodziny się nie wybiera. Tak Teraz sobie patrzę i rozdziału są co dwa dni jeśli tak będzie to dostane świetny prezent w piątek jak będę szła do szkoły
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nic dziwnego ze tatusiek sie wściekł, w końcu jego żona o mało ne uciekła z jego wujkiem.. ale cos mi sie zdaję, że zabranianiem Andrei spotykania się z Tomem wiele nie osiągnie. . Rozdział niezły lecz troche krotkawy.. I cały dotyczył jednego wątku. . Ciekawego co prawda ale jednak.. Najciekawsze opowieści powstają poprzez połączenie wielu wątków. . No ale dawno nie czytałam blogow, głównie książki napisane przez profesjonalistów i pewnie stawiam poprzeczkę za wysoko ;-) Sama pisałam bloga i wiem, że to nie takie proste xd A opowiadanie naprawdę wciąga ;-) No może jeszcze trochę sama tematyka.. Byłam bardzo zdeterminowana zeby znaleźć jakąś historię Toma a mało takich.. Lecę dalej xD
OdpowiedzUsuń