piątek, 8 marca 2013

Rozdział 10 - Wspomnienia z dawnych lat

Zamarłam.


On mi je dawał?

- To prawda?

Spuścił wzrok. Zawsze to robił, gdy coś ukrywał, gdy mówił nieprawdę. Kłamał.

- Muszę się zastanowić.

Odwróciłam się i podążyłam w stronę Pokoju Wspólnego.

- Ja mówię prawdę!

- Dobrze - mruknęłam, nie chciałam z nim rozmawiać.

Odeszłam, pozostawiając zdezorientowanego Lucasa za sobą. Nie wiem, co o tym myśleć. Może to prawda co mówi? Może rzeczywiście mi je daje? Ale jak? Przecież chłopakom nie wolno wchodzić do dormitorium dziewczyn.

Przypomniał mi się Riddle i coś zakuło mnie w okolicy serca. Wróciło do mnie wspomnienie tamtego zdarzenia sprzed kilku tygodni, kiedy powiedział, że zawsze mu się podobałam. A raczej ja tak wywnioskowałam. Możliwe, że był we mnie zakochany i pewnie jest, a ja?…

Nagle na kogoś wpadłam, poczułam ciepłe ramiona, które tak po prostu mnie przytuliły. Do moich nozdrzy dotarł zapach męskich perfum. Zerknęłam w górę i ujrzałam twarz Riddle’a. Uśmiechał się lekko, a jego oczy błyszczały. Był niezwykle przystojny i taki… wspaniały, zaś w jego oczach widziałam lustrzane odbicie mnie samej. Znów poczułam ukłucie w okolicach serca, które biło jak szalone, a nogi uginały się pode mną.

Odsunęłam się od niego lekko zmieszana i spuściłam wzrok.

- Co tu robisz? Pokój Wspólny Ślizgonów jest w lochach - stwierdziłam.

- Musimy porozmawiać.

- Nie mamy o czym.

- Zrobisz mi przysługę - stwierdził z lekkim uśmiechem.

- W życiu. Nie zamierzam robić żadnych przysług jakiemuś półkrwi wyrzutkowi - ominęłam go, podeszłam do Grubej Damy i już otwierałam usta, gdy oddzielił mnie od wejścia do Pokoju Wspólnego ręką. Spojrzałam na niego z miną pełną oburzenia.

- Ze wszystkich przedmiotów jestem bardzo dobry…

- To mnie akurat nie dziwi.

- Niestety, mam O z opieki nad magicznymi stworzeniami - kontynuował, puszczając moją uwagę mimo uszu.

- Trzeba było się uczyć. To nie moja wina, że nie cierpisz tego przedmiotu, w końcu biedne stworzonka to ty masz głęboko gdzieś.

- Potrzebuje korepetytora.

- Jakoś nigdy ci nie był potrzebny - zerknęłam na niego z politowaniem. - ok, znajdę ci jakiegoś.

- Ty uwielbiasz ten przedmiot, no i masz z niego W.

Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co mu chodzi, ale nagle zrozumiałam.

- O nie - zaprzeczyłam. - ja się do tego nie nadaje.

- Powinnaś się cieszyć, bo ciebie o to proszę. Poza tym zaplusujesz u nauczycieli.

Przygryzłam wargę. I co zrobić? Nie zamierzam uczyć tego drania, który pewnie kłamał, mówiąc, że mu się podobam, ale w końcu może coś będę miała z tego, że pomogłam prefektowi.

- Niech ci będzie.

Uśmiechnął się szelmowsko.

- Kiedy chcesz je mieć, Riddle? - spytałam.

- Jutro o 11:00 na błoniach pod tym wielkim drzewem.

Zawahałam się, mimo to pokiwałam głową i weszłam do Pokoju Wspólnego.

Było jak zwykle, Gryfoni siedzieli na fotelach i kanapie przy ciepłym kominku. Niektórzy czytali księgi, inni odrabiali zadania. Szybko wyłapałam siedzącą na kanapie Margaret, pochyloną nad książką do wróżbiarstwa, opadłam koło niej.

- Och - jęknęłam.

Peggy wlepiała nieruchome oczy w księgę.

- Och - jęknęłam nieco głośniej.

Nie zareagowała. Przysunęłam się do niej.

- Och! - zawołałam.

- Daj te prace domowe - mruknęła zażenowana.

- Nie o nie chodzi.

- Nie chce nic słyszeć o tej Komnacie Tajemnic.

- Nie o nią chodzi.

- A więc o co? - spytała Peggy, odrywając wzrok od księgi.

- Riddle prosił o korepetycje.

- Serio? - zdziwiła się.

- Z opieki nad magicznymi stworzeniami, ponoć ma O.

- Przecież on ma same wybitne ze wszystkich przedmiotów.

- Widocznie tych lekcji nie lubi.

- I co? Masz znaleźć mu korepetytora?

- Właśnie nie, ja mam nim być. Rany, nie mógł poprosić jakiejś innej dziewczyny? Założę się, że takie, które są dobre z opieki nad magicznymi stworzeniami, są na pęczki. Nie jedna lubię ten przedmiot.

Spojrzałam na Margaret, która patrzyła się na mnie ze znaczącym uśmiechem. Zerwałam się z kanapy.

- O nie, absolutnie się nie zgadzam. Nie będę go uczyć.

- Czemu nie? Pogadacie, poznacie się bliżej - stwierdziła z uśmiechem.

- Ta… Przez te dziewięć lat bardzo go poznałam, tak bardzo, że lepiej go poznać nie można.

Westchnęła zrezygnowana.

- Kiedy się z nim masz widzieć?

- W sobotę, czyli jutro.

- To pójdziesz, jak coś będzie nie tak, to najwyżej znajdziesz mu inną korepetytorkę.

- Niby jak? - burknęłam.

- Nie wiem, coś wymyślisz.

- Spróbuje jakoś z nim wytrzymać, ale tylko raz. Idę spać - powiedziałam ziewając i wspięłam się po schodach do dormitorium dziewczyn, a potem opadłam na swoje łóżko i wtuliłam się w poduszkę. Zamknęłam oczy. Starałam się o niczym nie myśleć, ani o Lucasie, ani o Riddle’u. Byłam taka zmęczona.

Po chwili coś miękkiego wtuliło się w moją twarz i połaskotało tuż pod nosem, że aż kichnęłam i uchyliłam oczy.

- Zazu, daj mi spać.

- Wiesz, jak jest zimno? Ogrzać się chciałem.

Zaśmiałam się .

- To chodź - przytuliłam go i zamknęłam oczy, a on zamruczał cicho.

Usiłowałam zasnąć, ale nie mogłam, choć postarałam się wygonić wszystkie myśli, jakie kłębiły się w mojej głowie. Jednak problemy dnia codziennego ciągle wracały: sen, róże, Komnata Tajemnic, a teraz to - jeden z najlepszych uczniów Hogwartu poprosił mnie o korepetycje. Czemu? Przecież nauka idzie mu z wielką łatwością. Ale… może to dobrze? Sześć lat temu byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, zresztą byłam jego jedyną przyjaciółką, bo wszyscy w sierocińcu uznawali go za szaleńca, za tego “innego”, jak ja w swoim domu byłam dla taty i pozostałych. Na szczęście u mnie potem okazało się, że tata był czarodziejem, ale po śmierci mojej matki stracił swoje umiejętności i był zmuszony żyć jak mugol. Rozumiem go, ale czasem mam mu za złe, że nie powiedział mi o tym, kim jestem.

Wracając do Toma… te korepetycje to okazja by odnowić tą przyjaźń, żeby było jak kiedyś…

Chwileczkę! To w końcu on zaczął. Gdyby nie odwrócił się do mnie plecami, a potem się nade mną znęcał. Co z tego, że jest Ślizgonem, a ja Gryfonką? Bella jest ze Slytherinu, a ja, z domu Gryffindoru, obie się przyjaźnimy i różnica domów u nas jakoś nie dała żadnego znaku. Poczekam, aż on mnie przeprosi, choćby nie wiem co, ale ja pierwsza nie wyciągnę na zgodę ręki, póki on tego nie zrobi.

Nagle coś mi się przypomniało; kilka tygodni temu powiedział mi, że ponoć mu się podobam, czy to prawda? Mógł kłamać, mógł się ze mnie nabijać, ale kto wie? Spytam się go na tych jego korepetycjach i zobaczy się, jeśli okaże się, że jest we mnie zakochany, to zastanowię się, czy z nim być, czy nie, albo czy go kocham, czy nie… lecz jeśli kłamał, to dostanie otwartą dłonią w policzek i to tak mocno, że już żadna nie powie o nim, że jest przystojny, bo będzie miał tak okropnego siniaka.

Poza tym za kogo on się uważa? Chodzi jak paw, choć nie ma z czego czerpać tej całej dumy, do tego ciągle znęca się nad młodszymi, a nawet gdy żaden nauczyciel go na tym nie przyłapał, wiem to od Belli, mojej wtyczki w grupie podwładnych Riddle’a, która mówiła, że jego banda kroczy pod jego wodzą po korytarzach. Oczywiście, jego wśród nich nie ma, skądże znowu, nauczyciele traktują go jako ósmy cud świata, a łażenie ze szkolnymi buntownikami sprawiłoby, że nie byłby już taki święty. On przewodzi im z Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Zresztą nigdy święty nie był.

Nie chciałam o nim myśleć, chciałam spać, choć było jeszcze wcześnie. Jednak nie mogłam wcale pozbyć się obrazu jego twarzy z mojej pamięci, co się ze mną dzieje? Zaczynam wariować przez niego.



***



Ziewnęłam. Rozciągnęłam się niczym kot na miękkim łożu. Tak dobrze mi się spało, nawet miałam jakiś sen, ale nic nie pamiętam. Przekręciłam głowę w stronę okna i uchyliłam powieki. Oślepiło mnie jasne słońce, wlewające się co rano do dormitorium przez niewielkie okno. Wyłożyłam się na pościeli i zerknęłam na zwiniętego w kłębek Zazu, który spał tuż koło mnie na kołdrze. Po chwili przeciągnął się i ziewnął, a potem usiadł i zaczął drapać się, jak pies, za uchem.

- Wyspałeś się? - spytałam.

Zazu spojrzał na mnie.

- Nie licząc twoich prób zrzucenia mnie w nocy z łóżka, to tak - odparł ze złośliwym uśmieszkiem.

- Nie próbowałam cię zrzucić z łóżka - zaprzeczyłam.

- Owszem, następnym razem będę spać na kanapie w Pokoju Wspólnym.

- Oj przestań. Która godzina?

- Chyba jest dziewiąta… - powiedział, podszedł do zegarka. - tak, dziewiąta.

- Serio? - zerwałam się z łóżka i pędem wpadłam do łazienki.

- Ej, a ty gdzie się wybierasz? Jest sobota, nie ma lekcji.

- Wiem, ale mam dziś udzielać korepetycji - zawołałam z łazienki.

- Korepetycji? Komu i z czego?

- Riddle’owi z opieki nad magicznymi stworzeniami. Nie mówiłam ci wczoraj?

- Nie. Dlaczego udzielasz mu korepetycji, skoro ma najlepsze oceny ze wszystkich w szkole, same wybitne.

- Chyba dlatego, że go nie obchodzą losy biednych stworzeń, które ma w nosie, więc się o nich nie uczy.

- Jasne, bo w końcu kogo by obchodziły wozaki? - prychnął Zazu.

- Mnie obchodzą - odparłam.

Szybko się ubrałam w prostą, kwiecistą sukienkę oraz ciepły, beżowy sweter i umyłam, a potem porwałam książkę do opieki nad magicznymi stworzeniami i pół godziny przed jedenastą wyszłam na błonia.

Był jasny, słoneczny poranek. Słońce powoli wychodziło zza horyzontu, ogrzewając wylewających się na błonia uczniów i odbijając się w przezroczystej tafli wody w jeziorze, niczym księżyc podczas pełni. Błonia leniwie pozbywały się zimowej szaty, zastępując ją zielonym dywanem, można nawet zauważyć gdzieniegdzie przebiśniegi, przebijające się przez niewielkie grudki śniegu, a w oddali widać było falę ponurych drzew Zakazanego Lasu. Wiał lekki, nieco chłodny wiatr z południa.

Znalazłam duże drzewo, tuż przed jeziorem. Nie wiem, czy to o nim mówił, ale co tam, znajdzie mnie, ślepy pewnie nie jest, a jak mnie nie zauważy, to ja go na pewno.

Usiadłam w cieniu starego drzewa, a księgę położyłam tuż obok siebie. Zerknęłam na zegarek; Riddle ma jeszcze prawie dwadzieścia minut, ale zawsze może się spóźnić. Nie będę siedzieć bezczynnie i na niego czekać. Przysunęłam się do jeziora i wsunęłam rękę do wody. Była bardzo chłodna i przyjemna, takie miłe uczucie. Miałam ochotę tak siedzieć i zanurzać dłoń w tym jeziorze. Nagle coś przepłynęło koło mnie, że czułam jego obecność, szybko wyciągnęłam rękę z przerażeniem, ale na szczęście nic na niej nie było.

- Hej, piękna - usłyszałam zza siebie i odwróciłam głowę.

- Spóźniłeś się.

- Zostało jeszcze pięć minut.

Zerknęłam na zegarek. Niech go. Odwróciłam się z powrotem do jeziora.

- Następnym razem się spóźnisz.

- Nigdy nie spóźniam się na spotkania, na których mi zależy - usłyszałam głos przy prawym uchu. Przekręciłam głowę. Klęczał szarmancko niecałe pół metra ode mnie. Nasze twarze były tak blisko siebie. Uśmiechał się zadziornie, a ja, patrząc w jego czarne oczy, poczułam to samo uczucie, które czuje zawsze, gdy tylko jest obok mnie.

Uklękłam przed nim i wzięłam do ręki księgę, za wszelką cenę próbując zachować zimną krew.

- Więc co chcesz robić?

- Nie wiem. Ty tu jesteś nauczycielką - odparł, kładąc się przede mną na plecach. Położył głowę na moich kolanach, a ręce założył za głowę i zaczął się we mnie wpatrywać, jakbym była jakimś nadzwyczajnie interesujący dziełem sztuki. Co on sobie myśli? Że tak po prostu będzie sobie wygodnie leżał i to z głową na moich kolanach? Niedoczekanie, nie jestem jego dziewczyną, a jak uważa mnie za nauczycielkę, to nie wyobrażam sobie by uczeń tak ją traktował, jak on mnie. Wiem, co mu zrobię.

Uśmiechnęłam się złośliwie. On zaś przestał się uśmiechać i zrobił lekko zdziwioną minę. Odłożyłam księgę, potem położyłam dłonie koło kolan, lekko je uniosłam na palcach nóg… i nagle przesunęłam się do tyłu, a jego głowa upadła na ziemię. Usłyszałam ciche jęknięcie.

Podniósł się i usiadł, pocierając z pewnością bolący tył głowy, a ja czułam triumf i zadowolenie. Jaka ja byłam szczęśliwa, że pierwszy raz od bardzo dawna dostał za swoje. Ktoś w końcu musiał mu pokazać, gdzie jego miejsce.

- Czemu to zrobiłaś?

- Odpowiedź jest prosta; wkurzasz mnie, ale wytrzymam, by zapunktować u nauczycieli - odparłam przez zęby.

- Tylko na tym ci zależy? - spytał, patrząc mi w oczy.

Odwzajemniłam jego spojrzenie i przez niespełna chwilę tak trwaliśmy.

W tej samej chwili wszystko się rozpłynęło.

Ujrzałam siebie na dróżce, pokrytej kamyczkami, za mną był wielki las, a ja zrywałam piękne kwiaty. Wszędzie roznosił się zapach fiołków i róż, zaś wszystko wokół było czerwone, jak maki i żółte, jak słoneczniki. Jasne promienie słońca ogrzewały mnie, a naokoło latały brzęczące pszczoły, z których złoty pył sypał się na wszystkie strony oraz bajeczne motylki, latające naokoło mnie. Słyszałam też płynącą wodę w rwącej rzece. Podskakiwałam szczęśliwa, idąc na przód po ścieżce. Nagle przede mną dostrzegłam niewielki mostek nad rzeką, a na nim ciemnowłosego chłopca w moim wieku. Był ubrany jak sierota z pobliskiego sierocińca, wiem o tym, bo Diana wspominała o nich. Dzieci, które nie mają rodziców, ja też bym tak mogła skończyć, gdyby tata jednak się nade mną nie zlitował.

Chłopiec opierał się o barierkę i był zapatrzony w taflę wody. Przystanęłam i chwilę patrzyłam się na niego. Zastanawiałam się co tu robi i kim jest. Podeszłam do niego tanecznym krokiem, odwrócił się, a ja posłałam mu radosny uśmiech. Stanęłam przed nim.

- Cześć.

Nie odpowiedział, ani nawet się nie uśmiechnął, tylko się we wpatrywał.

- Jestem Andrea, a ty?

- Tom - powiedział.

Uśmiechnęłam się szerzej, gdy odpowiedział.

- Jesteś tym sierotą z sierocińca tu niedaleko?

Spuścił głowę, a mi się zrobiło przykro.

- Nie martw się, ja też kiedyś mogłam się tam znaleźć - powiedziałam cicho.

- Czemu?

- Moja mama przeze mnie umarła. Tata był wściekły i chciał się mnie pozbyć, ale przyjaciele mojej mamy mnie obronili i jednak mnie nie zostawił.

- Jak twoja mama umarła?

- Zawsze byłam inna. Potrafiłam robić rzeczy, których nikt inny nie umiał. Wszyscy uważali mnie za dziwaczkę.

- Naprawdę?

Pokiwałam głową i spojrzałam smutno w ziemię. Po chwili zobaczyłam dłonie Toma, które były ze sobą złożone i zamknięte. Rozchylił je i zobaczyłam małego, żółtego ptaszka, a raczej kanarka, który pięknie śpiewał. Rozpromieniłam się. Był taki piękny.

- Jak to zrobiłeś?

- Ja też jestem inny.

Wszystko prysło.

- Tak, tylko na tym mi zależy.

Znów siedziałam na błoniach w cieniu wielkiego drzewa naprzeciw Riddle’a.

Tom spuścił wzrok. Wyglądał, jakby ta uwaga nieco go uraziła.

- Więc od czego zaczynamy? - spytał.

Wzięłam do rąk księgę i otworzyłam na jednej ze stron.

4 komentarze:

  1. Pisz szybciutko następny rozdział :D bo nie mogę się doczekać :D super opowiadanie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy będzie kolejny rozdział?? Extra blog i opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę,proszę,proszę napisz dziś kolejny rozdział... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałam poinformować, że rozpoczęłam pisanie oceny Twojego bloga na Fair Gaolu. Pomijając fakt, iż poprzedni napisany przeze mnie komentarz nie opublikował się (nie mam pojęcia dlaczego), a miałam już napisaną ocenę grafiki i wyglądu, przy czym zmieniłaś właśnie szablon, chciałam wystawić odmowę. Aczkolwiek zorientowała się, że komentarza nie ma, więc Twoja ocena zostanie normalnie napisana. Proszę o nie zmienianie niczego w wyglądzie do opublikowania oceny.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń