Mam do was pytanie, które przyda mi się w opowiadaniu:
Wiecie może jak czarodziej w HP może stać się animagiem?
---
Przez cały wieczór rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Stało się tak, jak mówiła Peggy: ja i Tom zbliżyliśmy się do siebie. Był jakiś taki inny, nie wydawał się złym, ale był miły i szarmancki, jak prawdziwy dżentelmen. Słuchał mnie uważnie, a nawet za bardzo, ponieważ czasem tak się skupił na moich słowach, że przez dobre parę minut pytałam się go, czy nic mu nie jest. Wtedy się zmieszał, odwracał wzrok i niespokojnie drapał po głowie, wówczas zauważałam czasem na jego policzkach ledwo dostrzegalne rumieńce. Nie wiem, z jakiego powodu to robił, ale to było… hm… słodkie. Jeszcze żaden chłopak nie zachowywał się tak przy mnie. Właściwie nigdy nie miałam szczęścia w miłości, wprawdzie uważam się za ładną i nie jestem nieukiem, ale może nie byłam zbyt atrakcyjna? Za Bellą ugania się Rudolf i Rabastan, dwaj bracia Lestrange, Margaret również nie skarży się na niepowodzenie, w końcu miała już dwóch chłopaków, a ja? Mnie nawet na żadne bale nie zapraszają. Jednakże pamiętam trzech chłopaków: jeden zakochał się we mnie na pierwszym roku, był przystojny i też mi się podobał, lecz byłam nieśmiała i zwiałam do łazienki. Peggy miała duży ubaw. Drugiemu też uciekłam, kiedy na drugim roku napisał do mnie walentynkę, że chcę się ze mną spotkać, a potem ulotniłam się, nim zamieniłam z nim choćby kilka słów, aczkolwiek nie żałuje - był o rok młodszy, miał wręcz same O i nie należał do obdarzonych urodą. Natomiast trzeci był równie przystojny, co pierwszy, ale ja wtedy byłam w swoim świecie, czasem mam tak, że wyobrażam sobie niestworzone rzeczy, co więcej one nie należały do naszego świata. On uznał, że mu się nie podobam i koniec. Być może nie pisane mi być z kimś i nie nadaje się do tego, zresztą brzydzi mnie sama wizja siebie, jako matki i żony, tudzież kury domowej. Po moim trupie.
Nagle zorientowałam się, jak jest późno, prawie druga w nocy, a ja padałam. Byłam niezmiernie zmęczona po tym całym dniu i jeszcze tych kilku godzin. Prawie przysnęłam, ale Tom mnie obudził.
- Andy?
- Hm… - zamrugałam oczami.
Siedziałam podparta o drzewo, a głowę opierałam na ramieniu Toma, siedzącego koło mnie.
- Co się stało? - spytał się.
- Przysnęłam chyba. Jestem zmęczona, odprowadzisz mnie do dormitorium?
- Nie możesz tu spać? - żachnął się.
- A jeśli Filch nas zobaczy lub Pani Norris? Mnie znów odejmą punkty, jak w tamtym roku i jeszcze z pewnością wyślą sowę do taty, a tobie zabiorą pewnie odznakę prefekta.
- O mnie się nie martw. Będę czuwał resztę nocy, póki się nie obudzisz - szepnął mi do ucha.
Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się pod nosem. Uroczy jest, ale nie chce, by nas wyrzucili, gdyż bodajże więcej się nie zobaczymy.
- Co jeśli nas wyrzucą?
- Zrobię wszystko, by cię znaleźć, a kiedy już to zrobię i twój ojciec mnie nie będzie chciał, uciekniemy gdzieś daleko, gdzie nikt nas nie znajdzie.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. W jego oczach kryła się miłość i szczęście, jakiego żaden człowiek nie mógłby czuć. Nie wiedziałam, że jest taki wspaniały, a mnie dręczą wyrzuty sumienia, kiedy go źle traktowałam.
- Wiem, dziękuje, ale proszę, nie chce byś zniszczył sobie przyszłość. Wyrzucą nas, mogą zabrać nam różdżki i będziemy żyć, jak mugole. Nie chce tego.
Szczęście w jego oczach zniknęło, pojawiła się zamiast tego troska i rozczarowanie.
- Dobrze, odprowadzę cię do dormitorium - wstał i podał mi szarmancko rękę.
Przyznam szczerze, że czasem mnie zadziwiał. Złapałam ja i podniosłam się, a potem otrzepałam. Tajnymi przejściami podążyliśmy do dormitorium, cały czas byliśmy czujni, bo nie wiadomo, gdzie i kiedy Filch mógł się pojawiać, a on ma wyjątkowy talent do wyrastania nagle spod ziemi i pojawiania się nieoczekiwanie.
W końcu po dobrych parunastu minutach dotarliśmy do portretu Grubej Damy, która spała, a raczej nie spała, bo gdy tylko się do niej zbliżyliśmy podniosła głowę i spojrzała na nas z ukosa.
- Powtórka z poprzedniego roku?
- Wcale nie, chciałam zobaczyć zaćmienie słońca.
- Zaćmienie można zobaczyć z okna dormitorium, nie ma żadnego problemu. Ja jakoś od kilkuset lat go nie widziałam i nie żałuje. Mówiłam ci w tamtym roku, że wychodzenie w nocy może skończyć się szlabanem i odjęciem punktów, za to wędrówka to Zakazanego Lasu grozi wyrzuceniem, a chyba nie chcesz skończyć jak mugol?
Przewróciłam oczami. Ona to potrafi zanudzić człowieka na śmierć, szczególnie tymi wykładami, które mówiła w tamtym roku non stop.
- Ty jeszcze kolegę do tego ciągniesz! W ogóle to gdybyś została na tym przyłapana, byłaby…
Tom poruszył różdżką i Gruba Dama nagle ucichła, a kiedy zdała sobie sprawę, że podczas otwierania i zamykania ust nie wydobywa się z nich żaden dźwięk, spojrzała na nas zbulwersowana.
- Co zrobiłeś? - spytałam, odwracając się do niego.
I wtedy Tom ni stąd ni zowąd przyciągnął mnie mocno do siebie. To trwało zaledwie kilka sekund. Poczułam na ustach jego ciepłe wargi. To było takie delikatne i czułe, jakby dotykał kruchych płatków róży. Objął mnie całą i tulił do siebie, niczym najdroższy skarb, a ja poczułam ciepło w sercu, motylki w żołądku i nie wiadomo co jeszcze, ciepło jego silnego i umięśnionego ciała. Objęłam dłońmi jego szyje, a on bez przerwy mnie całował.
Nie minęło kilka minut, a oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam w jego oczy, które połyskiwały odbijając w nich mnie samą, jak lustro. Uśmiechał się. Przybliżył usta do mojego ucha.
- Dobranoc - wyszeptał, puścił mnie z objęć, odwrócił się i po chwili zniknął w ciemnościach, panujących na schodach.
Stałam nieruchomo, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Pocałował mnie… pocałował…
To było niezwykłe uczucie, którego dotąd nigdy nie czułam, bo nie przeżyłam jeszcze pierwszego pocałunku, do tego momentu, oczywiście. Robił to tak delikatnie i czule, niż mogłam to sobie wyobrazić. Przepełniała mnie radość i miała dziwne wrażenie, że nie chodzę po ziemi, ale frunę kilka centymetrów nad nią, niczym duch.
Cała w skowronkach odwróciłam się do Grubej Damy.
- Veritaserum - powiedziałam, ciągle będąc w swoim świecie.
Zastanawiałam, czy myśli o mnie i już za nim tęskniłam, choć to głupie, ponieważ rozstaliśmy się zaledwie kilka minut temu.
- Przydałoby wam się, żebyście wyznali prawdę dyrektorowi o waszej nocnej schadzce - odparła zgryźliwie.
Posłałam jej promienny uśmiech, bo byłam niewyobrażalnie szczęśliwa, a ona, nieco zdziwiona, odsłoniła przejście.
Już miałam wejść do Pokoju Wspólnego, gdy nagle rozległ się krzyk. Przeraźliwy i przypominający ten, który kiedyś słyszałam. Dochodził z korytarza obok. Spojrzałam na Grubą Damę, która położyła dłoń na klatce piersiowej i oddychała ciężko, patrząc niewidzącym wzrokiem przed siebie. Była naprawdę wystraszona.
- Ktoś krzyczy, trzeba mu pomóc! - zawołałam do niej, ale ona odwróciła do mnie głowę, nadal dysząc ze strachu, zamrugała i nic nie zrobiła. - należy wezwać pomoc! Szybko!
- Ach… ja… - wybełkotała Gruba Dama.
Bez zastanowienia i nie mogąc liczyć na jej wsparcie, pobiegła w stronę korytarza z którego ten ów głos dochodził. Po chwili wypadłam do jakiegoś pomieszczenia, nie pamiętam jakiego, byłam za bardzo oszołomiona, wiem tylko, ze ono było duże. Na środku leżała dziewczynka, miała okulary na oczach i związane włosy oraz kilka piegów na twarzy. To była Marta, znałam ją, chodziła do Hufflepufu. Tuż nad nią syczał wielki wąż, miał kilkanaście metrów i grubość prawie dwóch metrów. Wpatrywał się w nią i zupełnie nie zwracał na mnie uwagi. Dopiero gdy z mych ust wydał się głuchy krzyk, spojrzał na mnie, ale ja nie zdążyłam nawet zerknąć mu w oczy, kiedy ktoś mnie mocno przytulił, zakrywając twarz. Poczułam silne ramiona i znajome, męskie perfumy…
- Nie patrz mu w oczy - usłyszałam głos Toma.
Wtuliłam się w niego, drżąc cała ze strachu. On również był przerażony, serce biło mu jak oszalałe, tak jak mnie i myślałam, że za chwilę bazyliszek się na nas rzuci. Naprawdę się bałam, lecz nic takiego się nie wydarzyło, usłyszałam tylko syczenie i nic więcej.
Po pewnym czasie on zwolnił uścisk i oderwałam się od niego. Znów spojrzałam na ciało dziewczyny.
Coś mnie ukuło w serce. Poczułam zimny dreszcz. Wtem dziewczyna zmieniła się w czarnowłosą kobietę. Leżała na zimnej posadzce. Z wbitymi w brzuch sztyletami.
Zamarłam. Oddychałam płytko i szybko. Rzuciłam się do niej i uklękłam, a potem zaczęłam nią potrząsać, jakbym miała nadzieję, że raptem się obudzi, że wstanie.
- Obudź się, obudź!
Tom podszedł do mnie.
- Andrea, co się dzieje? Odpowiedz! Proszę! - zawołał, ale ja milczałam.
Spojrzałam na niego. Czarne włosy zmieniły się w brązowe. Pociągła twarz w trójkątną. Czarne oczy w zielone.
Tata?
Co się ze mną dzieje?
Rozejrzałam się. Wokół mnie była krew. Pełno krwi. Na ścianach i wszędzie. Na moich rękach.
Ja… ja jej nie zabiłam… ja nic nie zrobiłam…
Wystraszyłam się. Usta kobiety poruszyły się. Drgnęły.
Moje oczy rozszerzyły się, a serce wręcz wyrywało mi się z klatki piersiowej.
Co się ze mną dzieje?
Z ust kobiety spływała krew.
Odsuwałam się od niej do tyłu. Jak najdalej niej, jak najdalej. Po chwili poczułam za sobą ścianę.
Cały obraz się zmieniał. Kobieta zniknęła. Rozglądałam się. Nagle pojawiła się przede mną, cała we krwi i wyglądająca jak duch. Unosiła się kilkanaście metrów nad ziemią… i mówiła moje imię.
Przybliżała się…
Skądś znałam jej twarz. Czułam, że była mi bliska. Była, a teraz? Jaka jest teraz i skąd ją znam? Nie wiem. Miałam pustkę w głowie, wielką pustkę. Po głowie chodziła mi znana piosenka. Słyszałam melodię, spokojną i cichą. Kojarzyła mi się z intonacją w pozytywce. Ją też znałam, ale nie wiedziałam skąd.
Cały czas moja wizja się zmieniała. Raz siedziałam skulona przy ścianie, mając przed sobą martwe ciało dziewczyny i Toma, a potem ona stawała się tą kobietą, a Tom w… tatę…
Co sekundę tak się zmieniało, czasem trwało to trochę dłużej, ale nie ustąpiło.
Ukryłam twarz w kolanach i skuliłam się, zamykając oczy i łkając. Chciałam by ta kobieta znikła na zawsze z mojego życia, tak jak ta melodia, którą słyszę.
Czułam jak ktoś mną potrząsa, ale nie reagowałam. Wbiłam paznokcie w ręce, a przeraźliwy ból wstrząsnął mną.
Po chwili rozległy się głosy.
- Coście zrobili, nędzne dzieciaki? - zawołał ochrypły, rozgniewany głos.
Usłyszałam miauczenie. Następnie nastała cisza i znów głos się odezwał.
- Martwa! To wasza wina! Pożałujecie, mordercy!
- Co się stało? Czemu krzyczysz, Argusie? - dotarł do mnie następny głos. Ten był bardziej spokojniejszy i milszy.
Poznałam te dwa głosy. Pierwszy to Filch, drugi to Dumbledore.
Potem wszystko się rozmyło. Straciłam poczucie rzeczywistości i utonęłam w niekończącej się nicości. Myślałam, że będzie to trwało wieczność.
Myślałam, że umieram.
To prawda?
Ojeju jestem w szoku...cieszę się,że dziś dodałaś nowy rozdział,a teraz czekam na kolejny :) no takie go ciągu wydarzeń się nie spodziewałam....ale i tak fajne opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńNiestety nie wiem jak można stać się animagiem przykro mi...opowiadanie jak zwykle cudowne czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńMasz dość bezustannie otaczającej cię ciemności, zamieniającej się na kilka godzin w blask trzeszczących świetlówek. Od dawna nikt nie przychodził, oprócz klawisza i kucharza. I osoby, którą zdążyłeś ironicznie nazwać "panem", bo przychodziła, by wyprowadzić Cię jak psa na spacerniak. Choć "pan" ani razu nie odezwał się do Ciebie słowem, już nabrałeś do niego wstrętu. Ciągła obecność gładkich ścian bywa dobijająca; zacząłeś żałować, że znalazłeś się wtedy w tamtym miejscu i przez to tutaj trafiłeś.
OdpowiedzUsuńGdy usłyszałeś zbliżające się kroki, pomyślałeś, że to znów idzie członek ochrony. Zdumiałeś się jednak, widząc sylwetkę strażniczki więziennej Nersi. Wstałeś ze swojej pryczy i przyglądałeś się, jak otwiera zamek celi. Już po chwili do Twoich dłoni trafiła biała teczka opatrzona numerem 84, a w niej akta. Wyrok głosił – Co najmniej 20 lat…
[fair-gaol.blogspot.com]
(Zapraszamy do zapoznania się z oceną Twojego bloga)
Kocham twoje opowiadanie <3 napisz dziś kolejny rozdział :D proooszę :D
OdpowiedzUsuńJakie cudowne opowiadanie <33 Czekam na kolejny też cudowny rozdział :D ale niestety nie wiem jak czarodziej może się zmienić w animaga :(
OdpowiedzUsuń