środa, 2 stycznia 2013

I.5. - Niebezpieczeństwo...?

Minęło sześć lat odkąd odkryłam tajemnice Zazu. Nadal z tatą mieszkamy u madame Rosmerty, która z wielką rozkoszą uprzykrza mi życie; albo wytknie mi mój nieco staroświecki strój (dotąd nie zrezygnowałam z kapeluszy, podobnych do cylindrów i tych długich sukni) albo będzie mi prawić morały na temat mojego zachowania. Mówi, że chodzę jak kaczka, jem jak wróbel, a potem woła, że jak jakiś dzikus, a u taty to nie mam poparcia. Rzadko co się odzywa i tylko z Zazu mogę rozmawiać, choć bardzo nie lubi wypowiadać się szerzej niż kilka słów.

Teraz jestem w Hogwarcie już na szóstym roku, mam dobrą przyjaciółkę Bellatriks, choć o dwa lata młodsza i ze Slytherinu, ale dogadujemy się jak siostry, czego nie można powiedzieć o jej prawdziwej siostrze. Najgorszym problemem jest Riddle. Tak, ten, który kiedyś był moim szczerym przyjacielem i do którego nikt, prócz mnie się nie odzywał, a teraz? Rzesza fanów, bo jest dziedzicem Slytherina, omamiła go do reszty. Ciągle uważa się za lepszego i zachowuje się jak paw, dziewczyny dałyby sobie rękę uciąć, by z nim być, a kiedy on się puszy, jego banda uprzykrza życie młodszym uczniom. Mnie nie dręczą, ale sam ich przywódca.

Brnęłam przez gęsty śnieg, sięgający po kolana i choć byłam wysoka jak na swój wiek, obecnie wyglądam jak karzełek. Wszystko w promieniu kilkudziesięciu kilometrów było zasypane, natomiast przez zawieruchę trudno mi było dostrzec swoje palce. Wracałam z Opieki nad magicznymi stworzeniami, odbywające się ciągle na błoniach. Dyrektor musi być stuknięty, że wysyła uczniów w taką pogodę na lekcje poza zamkiem, bo mi, choć otulonej po uszy w szalik, z wełnianą czapką na głowie, było tak zimno, jakby mnie uwięziono w mugolskiej zamrażalce.

Z dala migotał zarys szkoły. W lecie był piękny - jasny i w pełni widoczny, a ciepławe słońce migotało zza niego, zaś naokoło całe błonia pokrywała cudna zieleń. W tej chwili przychodził mi na myśl zamczysko, ponure i smutne, które tylko w środku promieniowało życiem. Jedno łączyło w zimie Hogwart z takim zamczyskiem i to były duchy, przenikające korytarzem. Interesujące, ale… nie radzę nikomu przez nie przechodzić.

Nagle poczułam lekkie uderzenie, przeraźliwe zimno, przenikające mnie do szpiku kości i… śmiech za mną. Odwróciłam się i dostrzegłam słaby zarys postaci, ale jednak zarys.



- Ej, odbiło ci?? Idź rzucać śnieżkami w kogoś innego, nie we mnie, idioto! - ryknęłam.



Miałam już dość całego dnia, tego piekielnego zimna i tych lekcji. Nie dość, że przez dwie godziny musiałam słuchać wykładu profesora Binnsa, to jeszcze to wróżbiarstwo (jak zwykle zostało mi pisane zakochać się z wzajemnością w chłopaku, który kiedyś będzie wielkim czarodziejem, a ja zaprzyjaźnię się z jego wrogiem i będę musiała wybierać między nimi), a w dodatku tuzin prac domowych, które czekają mnie po lekcjach. Za godzinę powinien być obiad, więc przez prawie pół godziny będę mogła tulić się do gorącego kubka herbaty. Zadrżałam.

I wtedy poczułam coś na plecach i lekkie ciepło. Spojrzałam na to coś, co okazało się długą czarną szatą z… zielonym nadrukiem węża, bijące gorącem ludzkiego ciała. Wówczas ujrzałam jego twarz. Ciemne oczy, przez które nikt nie może zerknąć do wnętrza ich posiadacza, czarne włosy i szelmowski uśmiech Riddle’a. Najbardziej zdziwiło mnie to, że miał szalik i bluzkę. Zrozumiałam, że to jego szata.



- Czego chcesz? - wypaliłam jak najbardziej wyniosłym tonem.



- Nadal trzęsiesz się z zimna - stwierdził.



- I co z tego? - bąknęłam od niechcenia. - poza tym dlaczego dałeś mi swoją szatę? Jest zimno, będziesz chory i…



- Nie wiedziałem, że ci na mnie zależy. Gdybyś mi to wcześniej powiedziała, przygotowałbym się.



- Przygotował do czego?



- By cię w końcu mieć.



- Zapomnij - odparłam dobitnie i odwróciłam się od niego. - nie zadaje się z biedakami.



- A Black? - spytał z lekkim zainteresowaniem w głosie.



- Jest czystej krwi i pochodzi ze szlacheckiego rodu.



- Ja też pochodzę ze szlacheckiego rodu. Ze Slytherinu - ostatnie zdanie powiedział z dumą.



- Biedakiem i tak jesteś. W dodatku sierota, tata nie pozwoliłby mi z tobą być.



Milczał. Wpatrywał się tylko we mnie z kamienną twarzą, przez którą nie mogłam nic dostrzec. Patrzyliśmy sobie w oczy, a on zagłębiał się w moje z wielką przyjemnością. Widziałam to, bo kąciki ust lekko mu drżały, jakby chciał się uśmiechnąć, lecz jednak po chwili zmieniał zdanie.



- Zgrywasz twardzielkę - stwierdził, a ja uśmiechnęłam się na potwierdzenie. - i taką cię lubię.



Zacisnęłam usta ze złości. Po chwili się uśmiechnęłam; znam go, pogrywa sobie ze mną, a skoro on ze mną, to ja mogę z nim.



- Ty zaś zgrywasz tajemniczego kretyna, który myśli, że jest pępkiem świata, a tego nie lubię.



Znów jego twarz stała się jak kamień - nieruchoma i bez jakiejkolwiek emocji. Nagle uśmiechnął się złośliwie.



- Kłamiesz. Podobam ci się.



- Może… w twoich snach! - burknęłam do niego, następnie posłałam mu jak najbardziej wyniosłe spojrzenie i odwróciłam się na pięcie, by szybkim krokiem podążyć do szkoły.



- Zobaczysz, jeszcze będziesz moja! - zawołał za mną, ale ja mu nie wierzyłam.



Nigdy z nim nie będę i choćby mieli mnie powiesić, albo zrzucić z wieży astronomicznej nie zostanę jego dziewczyną. Aż dziw, że inne dziewczyny potrafią gadać o nim non stop i skakać z radości, gdy na nich spojrzy, ale co on ma w sobie takiego fajnego? Zarozumiały kretyn z kapustą zamiast mózgu, a sercem jest jego głupie pragnienie zostania największym czarnoksiężnikiem na świecie. Życzę mu, by to się nie spełniło.



Na obiedzie Bella usiadła przede mną. Nie dziwiło mnie to, mimo, że była Ślizgonką i siedzenie przy stole Gryfonów nie było dość dobre, bo wszyscy odsuwali się od niej nawet kilka metrów, a niektórzy zerkali na nią z nienawiścią, zaciskając usta i pięści, natomiast Belli to nie zrażało.



- Co? - spytałam się jej, jedząc gorące ziemniaczki.



Bella rozglądnęła się i znów spojrzała na mnie, ściskając w dłoniach przed sobą ciepłą herbatę i przygryzając wargę.



- Jeśli chodzi ci o to, że wszyscy się na ciebie gapią, bo siedzisz przy stole Gryfonów, to żadne zdziwienie. Zawsze tak siedzisz.



- Do mnie się przyzwyczaili - wzruszyła ramionami Bella, nie zauważając blondyna, który prychnął na jej słowa. - ale patrzą się na ciebie.

Rozejrzałam się i zrozumiałam, że wszystkie oczy z jej domu nie są skierowane na Bellę, ale na mnie. O co chodziło?



- Co się gapisz?? - warknęłam do pierwszoroczniaka, który siedział koło mnie. Zrobił przerażoną minę i przycisnął się do starszego kolegi, ale to mnie już nie obchodziło.



- Nie dziw się im, skoro założyłaś szatę Ślizgonów.



- Założyłam szatę Ślizgonów? - odparłam zdumiona.



- No tak - przytaknęła moja przyjaciółka. - a właściwie to skąd ją wytrzasnęłaś? Gryfoni nie znają hasła mojego domu. Ja ci nie mówiłam.



- Super. Ty wiesz, że Riddle mi ją chyba założył?



- Poważnie? Czarny pan? - odparła, a jej oczy stały się tak wielkie, jak kruche ciastka z kawałkami czekolady.



- Bella - stwierdziłam znudzonym głosem, a ona natychmiast umilkła.



Wstałam i, kipiąc do reszty ze złości, zdjęłam z pleców szatę. Bella przyglądała się mi ze wzrokiem ciekawskiego dziecka.



- Co robisz?



- Jak to co? Idę odnieść “Czarnemu Panu” jego własność. Zupełnie o niej zapomniałam.



Podeszłam do stołu Ślizgonów, a potem do ich “władcy” i rzuciłam mu na kolana zielonoczarną szatę. Koło niego siedziało dwóch chłopaków; jeden o jasnych, krótkich włosach z ciemnymi oczami, a drugi o długich brązowych. Obydwoje przyglądali mi się z lekkim zaskoczeniem na twarzach i się im nie dziwiłam; rzadko można zobaczyć mnie wściekłą. No, czasami…



- To chyba twoja własność, co nie? - wycedziłam.



Posłałam mu jadowite spojrzenie, a on patrzył na mnie z nieruchomą twarzą, ale z błyskiem w oczach. Jeszcze tylko uśmiechnęłam się zadziornie i odeszłam do mojego poprzedniego miejsca, odprowadzana wzrokiem setki uczniów, którzy się na mnie gapili oraz zaskoczoną twarzą Belli, która teraz wyglądała jak czarna sowa z wyłupiastymi oczami. Z daleka usłyszałam skrawek rozmowy Riddle’a i członków jego bandy.



- Ehm… skąd ta Gryfonica miała twoją szatę, panie? - spytał się blond włosy.



- Skąd mam wiedzieć, ciołku? - skłamał ostro Riddle. - Misabielle zaczyna grać mi na nerwach, a tego nie znoszę…



Zaśmiałam się w duchu tryumfalnie i usiadłam do stołu Gryfonów.



- Zadziwiasz mnie, Andy. Żeby tak do Czarnego Pana… jesteś niemożliwa - odparła z aprobatą Bella. - tylko wiesz… nie chce się narażać Czarnemu Panu, a przyjaźnie z jego… no… nieprzyjacielem… - dodała niepewnie.



- Jeśli cokolwiek ci zrobi, powiedz mi o tym. Obiecuje, że ten twój Czarny Pan pożałuje, a właśnie czemu w ogóle mówisz tak do niego?



- No bo przecież to Czarny Pan. Jest najlepszy! I już nie ma na imię Tom Riddle - w jej oczach dostrzegłam błysk zachwyty.



- Zamieniam się w słuch.



Black zamknęła oczy, westchnęła głęboko i wyprostowała się, a potem oznajmiła z uwielbieniem nowe imię Toma, jakby to było imię jakiegoś bóstwa.



- Lord Voldemort.



Otworzyła oczy i uśmiechnęła się, a ja zaczęłam dusić się ze śmiechu. Przyjaciółka zmarszczyła brwi.



- No co?



- Poważnie takie imię wymyślił? -wymamrotałam, prawie strącając kilka ziemniaczków, jakie pozostały mi na talerzy.



- Ale o co ci chodzi? - zdziwiła się Bella. - mnie się ono podoba. Eh, jest takie… hm… dystyngowane, szlachetne, wytwo…



- Ok, tylko nie recytuj całego słownika. Gorszego nie mógł już wymyślić… gdybyś mi powiedziała wcześniej, nazwałabym tak Zazu.



- Ej, nie nazywaj imieniem wspaniałego Czarnego Pana swoją fretkę - oburzyła się Bellatriks.



- To wozak, Bella.



Bella tylko wzruszyła ramionami.



- I co z tego? Czym się różni fretka od wozaka?



- Wozak jest większy i mówi. Poza tym ciszej, nie chce, żeby nauczyciele się o nim dowiedzieli - ściszyłam głos.



- No tak, bo nie wolno trzymać innych stworzeń, prócz kota, sowy i żaby. A ty, jak ciebie znam, złamałaś zasadę i zabrałaś ze sobą Zazu. To trochę nie w porządku względem Hogwartu, a z pewnością wszystkie dziewczyny w twoim dormitorium zastanawiają się do kogo mówisz w nocy, prawda? - stwierdziła Bella.



- W tym masz rację. Kilka mnie pytało…



- I co im powiedziałaś? - spytała z ciekawością.



- Że lunatykuje w nocy i czasem gadam do siebie. Chyba uwierzyły… - rzekłam niepewnie, a Bella wybuchła śmiechem. Kto by uwierzył w takie łgarstwo.



- Na pewno! Właściwie to tylko ja wiem o jego istnieniu. A jak ty go ukrywasz? Skrzaty go przecież mogą znaleźć, w końcu sprzątają w całym dormitorium i pokoju wspólnym co noc. Chyba… zresztą nie znam się - zachichotała.



Pochyliłam się do niej i szepnęłam.



- Chowam go w kufrze.



Pokiwała mi pod nosem palcem, uśmiechając się zawadiacko i puszczając oczko.



- Szczwany lisie ty, hi hi.



Odwzajemniłam uśmiech.



- Nie schlebiaj mi. Kiedy jest koniec przerwy? Powinien już być.



- Mnie też się tak wydaje - zmarszczyła brwi. - patrz! - zawołała nagle, wskazując na drzwi.



Dopiero teraz zauważyłam, że zaledwie kilka sekund wcześniej wpadł przez nie zdyszany Filch, pędząc między stołami domów. Podbiegł do Dippeta, wymamrotał coś do jego ucha, a po odpowiedzi dyrektora wybiegł z Wielkiej Sali. Profesor Dippet podniósł się i podszedł szybkim krokiem na podest, między stołami czterech domów, a stołem nauczycielskim.



- Muszę was rozczarować, moi drodzy uczniowie, ale z nieoczekiwanych powodów jestem zmuszony odwołać dalsze lekcje - rzekł, a przez tłum przeszła wrzawa radosnych wrzasków i klaśnięć w dłonie. - więc - zaczął dobitnie dyrektor i wszyscy umilkli. - więc opiekun waszego domu odprowadzi was jak najszybciej do waszego dormitorium.



Znów rozległ się gwar rozmów. Wszyscy byli zdziwieni o co chodzi, każdy miał mieszane uczucia. Za jednym razem cieszyli się z odwołanych lekcji, zaś za drugim zastanawiali się czemu są odprowadzani przez opiekunów do dormitoriów? Rzadko to się zdarza, więc to był prawdziwy szok.



- Co się dzieje? - spytałam Bellę, gdy uczniowie zaczęli podchodzić do opiekuna swojego domu.



- Nie wiem… - powiedziała zamyślona. - pewnie wielki wąż zaczął pożerać biedne szlamy - odparła jadowicie, ale gdy zobaczyła moją minę, dodała. - no co? Myślę jak ty, czyli zdaję się na logikę.



- Black, chodź tu! - zawołał nagle Slughorn, przeciskając się przez tłum podenerwowanych uczniów. - a ty, Misabielle, co robisz? Dołącz szybko do kolegów i koleżanek ze swojego domu, no już!



- Idę - stwierdziła krótko Bella. - czekaj! Masz, jak będziesz chcieć pogadać, to mnie zawołaj, ja lecę, bo jeszcze dostanę szlaban - wręczyła mi chustkę w której było zawinięte coś twardego i niewielkiego, a potem pognała w kierunku Ślizgonów i, niestety, dołączyła do grupy, której przewodził Riddle. Mam nadzieję, że nie będzie trajkotać o ich rozmowie, bo nie znosiła, gdy Riddle miał niezły temat do dalszych docinek, zaś właśnie nowinka o tym, iż trzymam w dormitorium nielegalnie wozaka wyczaruje ironiczny uśmiech od ucha do ucha na jego twarzy.



Zaczęłam powoli iść w kierunku Pokoju Wspólnego razem z resztą Gryfonów. Szliśmy przez dobre kilkanaście minut, gdy nagle wszyscy się zatrzymali i zaczęli wpatrywać w ścianę naprzeciwko, jak zahipnotyzowani. Czym tak się przejęli? Rzuciłam się na przód, by przedrzeć się przez tłum uczniów i wtedy TO zobaczyłam na ścianie kilka metrów przede mną.

Krew układająca się w litery, a one w słowa…

3 komentarze:

  1. Witam. Zostałaś dodana do wolnej kolejki, bo nie wybrałaś oceniającego. Jeśli tego nie zrobisz, czas oczekiwania na ocenę prawdopodobnie się wydłuży. Pozdrawiam!
    {Shiibuya}

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :) Świetny blog, może to dziwne, ale ... Uwielbiam Toma Riddlea! Wiem ... większośc woli Pottera, bo Voldemort to ten zły, ale ja wcale tak nie uważam. Mnie tam zawsze było go szkoda. Lata spędzone w sierocincu zrobiły swoje, no i Tom stał się tym kim się stał ... A taki dobry chłopak z niego był :) Pottera czyzytałam dość dawno, ale to właśnie młodego Voldemorta pamiętam najlepiej. Zresztą mnie zawsze ciągnęło do negatywnych postaci, a Harry był według mnie strasznie irytujący. Co by nie zobił to i tak wszystko uchodziło mu na sucho. Twoja bohaterka natomiast, bardzo przypoina mi mnie samą :)
    Też prowadzę blogi. Jeden jest z wierszami, a drugi to opowiadanie na podstawie mojej ulubionej książki- "Przedwiośnia" Zapraszam i pozdrawiam gorąco :)
    PS: Będę tu oczywiście zaglądać. I proszę pisz jak najczęściej możesz, bo już nie mogę się doczekać, kiedy Tom uwiedzie A :) A oto adresy moich blogów:

    http://buntownik-baryka.blogspot.com/
    http://zaczarowany-swiat-poezji.blogspot.com/



    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie opisujesz charakter Toma.... Czasami gdy czytam książki "Harrego Pottera", to wydaje mi się że Rowling zrobiła z niego pokrzywdzonego dzieciaka z zbyt dużym mniemaniem o sobie. Naprawdę bardzo mi się to podoba

    OdpowiedzUsuń