piątek, 7 grudnia 2012

l.4. - Pod jednym dachem...

Nie mogłam znieść leżące smutno Centera, który tęsknił za wolnością. Dość miał tego ślęczenia w zamkniętym pokoju i obserwowania przez okno uciekających samochodów i ptaki, które leciały do ciepłych krajów na zimę w pięknym ptasim szyku. Koty na szczęście nie próbowały dostać się za wszelką cenę do mojego pokoju, choć raz miałczały przez całą noc od wczoraj, ale mimo wszystko pożałują, gdy dostaną się do mojej sypialni i zrobią coś Hope’owi. Minęło kilka tygodni, podczas których godzinami zastanawiałam się co dzieje się z Dianą i Arnoldem, myślałam też o Tomie. Pamiętam, jak go głodzili w tym sierocińcu, a traktowali go jeszcze gorzej, zaś u mnie to zawsze Diana dawała mu jakiś obiad, ciastka i ciepłą herbatę. Do tego kto będzie z nim rozmawiał, kto go wysłucha? Do tej pory tylko ja się do niego odzywałam, a on mówił mi wręcz wszystko. Mnie też słuchał i zawsze był miły, taki przyjaciel, jako on jest wart wszystkiego.


Spałam smacznie w łóżku, a pomiędzy moimi nogami drzemał zwinięty w kłębek Zazu, wyrośnięta rudawa fretka o ciemnobrązowych skarpetkach na łapach, kocich wąsach i jasnożółtych oczach. Zaś tuż przy mnie leżał Center, który miał dobre półtora metra. Zapewne trafiłby do księgi rekordów, ale mimo jego wzrostu był wspaniałym druhem, jakich mało.

Obudziły mnie wpadające przez okno promienie wschodzącego słońca, padające na moje jeszcze nie przyzwyczajone do jasności oczy i z trudem je otworzyłam. Dostrzegłam brązowe, lekko ubrudzone włosy, ukryte pod ciemną chustą oraz serdeczny, pełny radości uśmiech. Była młoda o jasnych oczach w prostej, białej sukience i pochylała się nade mną.



- Panienka już wstała? - spytała się.



Zamknęłam oczy. Chciałam jeszcze spać, a służka Rosmerty mi nie dawała. Nagle poczułam chłód po nogach, a potem przeszedł do pleców i zadrżałam z zimna, odwróciłam się na drugi bok, mając nadzieję, że nie otworzyła okna. W końcu jest wręcz środek jesieni i ziąb na zewnątrz. Nie przeżyje tego. Otuliłam się mocniej kołdrą i ułożyłam znów do snu, póki nie rozległ się ponownie głos pokojówki.



- Ojciec panienki oczekuje, że zje panienka z nim śniadanie - powiedziała spokojnie i poczekała chwilę, a kiedy dostrzegła zupełny brak mojej reakcji, dodała - oczekuje panienki teraz.



Stała przez kilka minut, a ja myślałam, że w końcu sobie pójdzie i już. Niestety nie doczekałam się tego.



- Powiedz tacie, że będę za kilkanaście minut.



Nadal nie otwierałam oczu, ale usłyszałam, jak jej kroki cichną i po chwili dotarł do moich uszu szczęk zamykanych drzwi. Zwinęłam się w kołdrę. Co tata może ode mnie chcieć? Przez około trzy lata unikał mnie i tylko z reguły odzywał w mojej obecności, nawet nie wiem czemu mnie tu ściągnął. Konflikty państwowe, super, ale jeśli nic go nie obchodzę, to mógł mnie zostawić w domu, gdzie jest Diana i Arnold. Nie musiałabym się z nimi zegnać i znów spotykałabym się z Tomem. Bardzo mi ich brakuje, a od kilku tygodni nie dają znaku życia, czy ich nie obchodzi, że cierpię? Jedyne co mogę, to wspominanie tych wszystkich chwil z nimi - o śmiesznych powiedzonkach i zagadnieniach Arnolda, którymi zasypywał mnie co dziennie i poprawiał chociażby najbardziej podły nastrój oraz jego wiernymi poglądami na nawet te najbardziej błahe sprawy, za dobrymi obiadami, które specjalnie dla mnie piekła Diana, a także jej uroczym, pełnym dobroci uśmiechem. Wkładała też dużo serca w swoje dania i wypieki, jak pyszne ciasteczka na Boże Narodzenie czy babki na Wielkanoc. Ubierałyśmy choinkę i malowałyśmy jajka. Teraz tak kolorowo już nie będzie, bo czeka mnie kilka, jak nie kilkanaście lat katorgi i udręki w tym domostwie, gdzie królują chcące pożreć mi kanarka i rozwścieczyć psa koty oraz ich wredna i wyniosła pani, która myśli, że może wszystko.

Rozległo się nagłe pukanie do drzwi. Zerwałam się w pośpiechu i zaczęłam przeszukiwać pokój w poszukiwaniu moich ubrań. Rosmerta udusiłaby mnie, gdybym przyszła na śniadanie w piżamie, do tego jak na jej gust zbyt dziecinnej. Gdy już miałam wyjść Zazu ziewnął i przeciągnął się, na końcu zeskoczył z łóżka i zaczął się ocierać o moje nogi, jak mały kotek. Wzięłam go w ręce, podnosząc na wysokość oczu. Przyglądał mi się z zaciekawieniem, przechylając lekko łebek, a mi nagle skojarzył się z kilkuletnim dzieckiem, które wypatrzyło coś niezwykle interesującego.



- Wybacz, Zazu, muszę się ubrać. Nie zejdę tak na dół, żeby nie narazić się drogiej pani domu - odłożyłam go z powrotem na podłogę.



- Musisz iść?



Zamarłam. Skąd dochodził ten głos? Nikogo nie ma prócz mnie, Centera, Hope i Zazu. Może to ta służka, ale nie; ona nie zadaje takich bezsensownych pytań, skoro przed kilkunastoma minutami kazała mi zejść na śniadanie. Więc co? A może to tylko moja chora wyobraźnia płata mi figle, lub ten dom jest nawiedzony i zaczynam słyszeć jakieś głosy? Rozglądałam się w panice po pokoju i z zapartym tchem nasłuchiwałam, czy znów to coś się odezwie.

Uklękłam przy przyjacielu i przytuliłam go do siebie.



- Słyszałeś? Może… ten dom jest nawiedzony…



- Jasne, że nie - tym razem nic nie zrobiłam, byłam zbyt zszokowana, by coś zrobić.



- Kto to powiedział? Mów, bo nie radzę za siebie!



- To ja, Zazu - stwierdził głos.



- Zazu? Przecież ty nie umiesz mówić…



Zazu wyrwał mi się z objęć u usiadł przede mną na podłodze. Co się dzieje? Czyżby to dzieciaki z pobliskich domów chciały mi zrobić psikusa i udają, że moja fretka mówi, a w ogóle to siedzą pod oknem i obserwują moją głupią minę?



- Umiem. Od zawsze - wstał i podszedł do leżącej na podłodze, lekko zakurzonej książki z tytułem Rzadkie i niesamowite stworzenia, przyciągnął ją przede mnie i pyszczkiem otworzył na spisie treści. Było chyba trzydzieści “rozdziałów” i około dziesięciu działów, a wszystko to zostało spisane na pergaminie. Znalazła szybko hasło “wozak” i otworzył na jednej ze stron. Znajdował się na niej obrazek zwierzęcia niezwykle podobne do Zazu, a na samej górze widniała nazwa Wozak, zaś na dole był spis różnych informacji.



- Spójrz - wskazał na obrazek. - to właśnie jestem ja. Wozak.



- Ale… one nie istnieją.



Zerknęłam na obrazek, a potem na Zazu i znów na ilustracje, a on zrobił współczującą minę. Rzeczywiście to było dziwne stwierdzenie, skoro wozak jest tuż przede mną.



- Załóżmy, że ci uwierzę, ale to i tak dziwne, że mówisz - odparłam z żalem.



- Tu jeszcze nie raz cię coś zaskoczy - mrugnął do mnie okiem.



- Okej, to po prostu sen, zaraz się obudzę i wszystko będzie dobrze. Eh… zaczynam gadać ze zwierzakiem, ja wariuje w tym domu.



- Ta… a ja z czarownicą.



- Ej, nie wolno przezywać! - oburzyłam się. To już była przesada.



Zrobił zdziwioną minę, jakby nie miał pojęcia o co mi chodzi.



- Co? - odparłam. - przecież nie wolno przezywać, bo tym sposobem zraża się do siebie innych i ty właśnie to robisz; na mnie!



- Ty jesteś czarownicą. Są czarodzieje i czarownice.



- Oni istnieją tylko w bajkach, to nieprawdopodobne, by… - urwałam. Spojrzałam na jego rozeźloną minę. - no… uznajmy, że masz racje i po sobie dałeś mi przykład, ale skąd mam wiedzieć, czy to prawda, bo jednak istnienie jednorożca nie oznacza istnienia smoka.



- I jednorożec i smok istnieją, a dowiesz się kiedy dostaniesz list z Hogwartu.



- A kiedy to będzie? Dziś? Jutro? Pojutrze? - zaczęłam z ogromnym podekscytowaniem. Byłam ciekawa tego miejsca, o ile jest, ale skoro Zazu istnieje, to może również ta szkoła.



- Czyli chcesz jechać?



- Pewnie! Tylko nie mów potem, że to był żart. Ok, mów kiedy dostanę list.



- Za rok - odparł rozbawiony Zazu.



Zamurowało mnie. Za rok? Dopiero za rok? Ja chce teraz jechać!



- Czemu za rok?



- Do Hogawartu idzie się, gdy się ma jedenaście lat, a ty masz…



- Dziesięć. Wiem - oznajmiłam oburzona.



- Andreo! - zawołał z dołu. Cóż, muszę iść na spotkanie z Rosmertą… najwyżej wyskoczę przez okno, to będzie lepsze niż siedzenie z nią przy jednym stole.



- Już idę! - odparłam. - opowiesz mi o Hogwarcie, jak wrócę z torturowni…



Wstałam i wybiegłam z pokoju, po drodze słysząc śmiech Zazu.



***



Przepraszam, że mało i długo, ale mam szkołę i brakowało mi weny... postaram się częściej pisać :)

3 komentarze:

  1. Twoja zamówienie zostało wykonane i znajduje się w notce z numerem [0425] na www.wyimaginowana-grafika.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Witamy!

    Jesteś ciekawy, jak inni postrzegają Twojego bloga? Chcesz dowiedzieć się, czy powinieneś/powinnaś coś edytować, usunąć, dodać? Zastanawiasz się, czy popełniłeś/aś jakieś błędy? Załoga naszej ocenialni {www.Shiibuya.blogspot.com} pomoże Ci rozwiać wszelkie wątpliwości, zanalizuje treść, wyłapie słowne potyczki, przyjrzy się dokładnie Twemu szablonowi i ramkom, doradzi Ci, jaki napis na belce będzie odpowiedni, postara się zrozumieć adres i przesłanie bloga. Jesteś na to gotowy? Wspaniale! Nie czekaj i zgłoś się.

    Jeśli chciałbyś/chciałabyś dołączyć do naszej Załogi, serdecznie zapraszamy do zakładki "Rekrutacja", ponieważ nabór jest aktualnie otwarty.

    PS Przepraszamy za spam, wiemy, jak bardzo potrafi człowieka zirytować, ale myślimy, że rozumiesz, iż czasem bez niego nie da się przekazać innym usług ocenialni. Jeśli uważasz to za stosowne, to skasuj komentarz zaraz po przeczytaniu.

    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też chcę takiego wozaka! Super pomysł i wogóle śliczne zwierzątko, ja czytając to mam na rekach maltańczyka XD jak chcesz to zobacz jaki to słodziak!

    OdpowiedzUsuń