poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 1 - Pożegnanie

3 lata później. 1936 rok.

Minęły trzy lata od śmierci mojej matki. Tęskniłam za nią i z każdym dniem obarczałam siebie winą. Słusznie, przyczyniłam się do jej odejścia. Wszyscy w domu patrzą się na mnie jakoś dziwnie, jakby się mnie bali, a gdy do taty przychodzą panowie w "interesach", zamyka mnie w moim pokoju. Zostałam tam przeniesiona po śmierci matki.
Czasami czuje się jak ptak, jak kanarek zamknięty w klatce. Niekiedy tęsknie za czymś, ale nie wiem za czym, jakbym nigdy nie należała do tego świata. Może to tęsknota za wolnością? Za kimś, kto przyjdzie i mnie stąd zabierze, jak najdalej?...

Jesienny wiatr kołysał brązowymi, żółtymi i czerwonymi liśćmi, które spadały na kamienny nagrobek z imieniem i nazwiskiem Pani Misabielle. Klęczałam przed nim. Miałam na sobie czarny płaszcz, kapelusz z różą i czarne rękawiczki na dłoniach, a na na nogach ciemne pantofelki i białe do kolan skarpetki. Czułam jak łza spływa mi po policzku i kapie na zimną, wilgotną ziemię. Grób mamy był brudny, lecz nie tak bardzo jak wczoraj; widocznie deszcz trochę go zmył, tylko długie krzewy go porastały. Widocznie tata tu nie przychodził, zresztą rzadko kiedy to robił i nie tylko z powody pracy w którą się bardzo angażował, ale dlatego, że chce o niej zapomnieć, by już więcej nie cierpieć.

- Cześć - usłyszałam zza siebie i odwróciłam głowę.

Obok mnie siedział mój przyjaciel, który przyglądał mi się z uwagą.

- Cześć... - powiedziałam głucho, próbując ukryć łzy.

- Płaczesz - stwierdził.

- Nie - zaprzeczyłam.

- Widzę przecież, to nie twoja wina, to przypadkiem...

- Ale to ja uniosłam te noże.

- Nie kontrolowałaś się. Każdemu to się zdarza.

- Ale nikt nie ma takich... wiesz... możliwości... jak ja. Jestem niebezpieczna.

- Przeze mnie też ktoś umarł.

- Ona nie była twoją matką! - oburzyłam się. - ja swoją zabiłam.

- Skąd wiesz, że moja matka nie umarła z mojej winy? - odparł z powagą, ale dostrzegłam, że czuje lekki ból, kiedy o tym myśli. Rozumiałam go.

- Ani ja, ani ty tego nie wiemy.

- Pytałem się pani Cole, tej starej  kocicy, ale...

- Milczała wiem. Mówiłeś już - przybliżyłam się do niego i przytuliłam się. Objął mnie ramieniem.

- Tom? - powiedziałam po chwili milczenia.

- Tak?

- Zawsze będą nas za takich uważać...?

- Jakich? - spytał się, choć dobrze wiedział o co chodzi.

- No wiesz... obłąkanych.

Wzdrygnął się.

- Może... - sięgnał po pobliską różę i urwał ją. - ale mamy siebie.

Wręczył mi ją i uśmiechnął się. Odwzajemniłam go.

- Obiecujesz, że zawsze będziemy  przyjaciółmi?

- Tak. Obiecuję.

Niedługo trwała ta sielanka. Zawołała mnie Diana i stwierdziła, że tata musi wyjechać, a ja razem z nim. Nie pojmowałam tego, nie chciałam wyjeżdżać. Jestem uparta i za wszelką cenę musiałam się dowiedzieć. Kilka dni później podsłuchałam rozmowę ojca z jakimś dystyngowanym mężczyzną. Opowiadał o konfliktach między państwami, ale ja z tego nic nie rozumiałam, bo jak dziesięciolatka może wiedzieć coś o polityce i konfliktach państw? Przysłuchiwałam się im z wielką pustką w głowie. Różne nieznane mi słowa przenikały przez mój umysł, lecz tylko jedna zrozumiałam - wojna.
Ale jaka? Pierwsza wojna już była, tak słyszałam od Diany. Mówiła też, że trwała dobre parę lat, a ludzie w międzyczasie cierpieli katusze, prześladowani przez mieszkańców zupełnie nieznanych im krajów. Kilkadziesiąt milionów ofiar, wszyscy uciekali i chowali się tam, gdzie tylko jest to możliwe. Wzięło udział w tej wojnie ponad trzydzieści państw. Ach, jak pomyśle, że mama, Diana i Arnold przez to przechodzili... aż łza mi cieknie z oczu, a co będzie teraz?
Czy Diana i Arnold przeżyją? Tyle dla mnie zrobili... Wszystkie domy zostaną zniszczone i spalone - szpitale, sklepy, sierocińce... Sierocińce! A Wool's? Tam jest przecież Tom, nie zniosę jego straty. Jest moim przyjacielem...

W końcu nadszedł ten dzień - rozstanie z rodzinnym domem i wyruszenie w nieznane. Nic nie jest łatwe, tylko czekać, aż wojna się skończy...

1 komentarz:

  1. Kurcze, szkoda mi Andrei. Tak naprawdę to nigdy nie będzie miała normalnej rodziny.... :<. No ni idę dalej.

    OdpowiedzUsuń