Chciałam odpowiedzieć, jednak w tej samej chwili drzwi zaskrzypiały powoli i w progu stanął w nich tata. Uśmiechał się lekko i unosił podbródek, jakby patrzył na nas z wyższością.
- Dlaczego tak szybko uciekłeś z pola walki?
Zmarszczyłam brwi, patrząc na ojca. Co miał na myśli? Zerknęłam na Toma, który zacisnął pięści, szybciej oddychając.
- Na szczęście nie miałem możliwości pokonać twojej królowej. Bardzo dobrze mi w tym przeszkodziłeś, a szkoda, bo miałbym wtedy większe szanse na wygraną.
- O czym mówisz... tato?
- O szachach. Uczyłem twojego... przyjaciela grać w tę zacną grę. Pokazałem mu, jak ważna na szachownicy jest królowa, ale z niezrozumiałego powodu nagle wstał i poszedł - zmrużył oczy. - Ciekawe, co go tak skłoniło do tego czynu?
- Pani Dorothy próbowała mnie zabić - powiedziałam. Nie liczyłam, że to go ruszy, chociaż miałam nadzieję, że zmieni o niej zdanie. Dlaczego akurat z nią bierze ślub? Rozumiem spadek, jednak czemu babcia miałaby ją zaakceptować?
- Och, to raczej niemożliwe - uśmiechnął się. - Dorothy jest bardzo dobrą i szczodrą kobietą, która nie skrzywdziłaby nawet najmniejszego owada, a co dopiero targnęłaby na życie córki swojego narzeczonego. Andrea, uczyłem cię przecież, byś pochopnie nie oskarżała niewinnych. Dama tak nie robi.
Dama?? Zacisnęłam zęby.
- Twój sekret wyjdzie na jaw - stwierdził nagle Tom. Ojciec zmarszczył brwi.
- Jaki sekret? - spytał.
- Zamordowałeś wuja Andrei. Odpowiesz za to przed Wizengamotem.
- Cóż, raczej to ja pierwszy doczekam się twojego wyroku - zachichotał. - W końcu zabiłeś swojego ojca i dziadków, a winą obarczyłeś swego wuja. Czyż nie ponosisz większej winy?
Spojrzałam na Toma, będąc w szoku. Zamordował swojego ojca i dziadków...? Jak to zrobił i dlaczego?
- Skąd to wiesz? - spytał Tom.
- Nie trudno się było domyślić. Nie czytasz gazet? A no tak, teraz w mugolskim świecie zaczynają istotną rolę odgrywać telewizory. Czy się mylę?
- Przestań drwić sobie ze mnie! - warknął.
- Nie drwię. Wiesz, tutaj dużą rolę odgrywa logika: twoja rodzina i ty nazywacie się Riddle, a zostali zabici przy użyciu różdżki. Naprawdę myślisz, że uwierzyłbym w to, iż twój wuj po tych kilku czy kilkunastu latach od tak... postanowił ich wszystkich wymordować - zmarszczył brwi - zaś potem... przyznać się do winy...? To trochę... jakby to powiedzieć... nie do końca racjonalne, a uwierz mi, znałem twojego wuja bardzo dobrze.
- Nigdy nie poznamy całkowicie drugiego człowieka - powiedział Tom.
- Tato, mamy dla ciebie propozycję... - zaczęłam, lecz ojciec mi przerwał.
- Ja też mam propozycję. Tom Riddle opuści ten statek i przysięgnie już nigdy się z tobą nie zobaczyć, a ty za to obiecasz, że siódmy rok zakończysz w szkole w Japonii i staniesz się gejszą, inaczej... postanowię wydać Ministerstwie Magii twoją przyjaciółkę, Bellatriks Black.
Znieruchomiałam. Bella jest wolna jedynie dzięki ojcu. To on ma tak wielki wpływ w świecie czarodziei, by móc śmiało ukrywać winy innych, w tym i swoje, więc jeśli nie zrobię tego, czego on chce to Bella... nie, nie chcę nawet myśleć, co się stanie, chociaż dobrze zdaję sobie z tego sprawę.
Tom przybliżył się do mnie i dotknął moją dłoń. Zerknęłam na niego. Patrzył na mojego ojca bez ustanku i nawet na chwilę nie odwrócił wzroku.
Dziękuję za wsparcie, Tom. Uśmiechnęłam się lekko i krótko, po czym znów spojrzałam na ojca nieustępliwym i beznamiętnym wzrokiem.
- Mamy dla ciebie propozycję - powtórzyłam tym razem ze stanowczym głosem, który mówił, że nie ugnę się pod jego marną manipulacją. - Pozwolisz nam być na balu spadkowym.
- A więc Dorothy wam o nim mówiła?
- Nie.
- Więc kto?
Nastąpiła chwila ciszy.
- Rosmerta.
Ojciec znieruchomiał. Patrzył na nas czujnie i w skupieniu, jakby próbował znaleźć na naszych twarzach chociaż cień kłamstwa. Nie wiem, czy dobrze robię, wspominając o niej.
- Rosmerta, tak?... - powiedział chłodno, ale ledwo kilka sekund później zaśmiał się - Nie pałała chęcią zemsty do ciebie?
- Nie... chociaż może... w każdym razie przekazała nam tę wiadomość. Bardzo jestem za nią wdzięczna.
- I co? Próbujecie zmusić mnie, bym wam pozwolił, zakochanym Romeo i Julii, zostać parę dni dłużej w swoich jakże czułych objęciach?
- Zgódź się, inaczej... - zamilkłam. Inaczej co?
- ... powiemy wszystkim o twojej zbrodni - dokończył za mnie Tom.
- Myślicie, że wam w to uwierzą? - prychnął z lekkim uśmiechem.
- Wszyscy nie - odrzekł chłodno Tom - ale ciekawy jestem, jak pana matka zareaguje na tę wiadomość. Podejrzewam, że wtedy ze spadku niewiele pan otrzyma.
- Wy chyba nie zdajecie sobie sprawy z tego, że mogę z łatwością zamknąć was w Azkabanie.
- A czy pana matka będzie zadowolona, że wysłał pan tam swoją własną córkę i tym samym jej wnuczkę?
Tata milczał.
- Dopuściła się zamordowania niewinnej kobiety - odrzekł w końcu.
Spuściłam wzrok.
- Czy twoja babcia uwierzyłaby, że sama z siebie kogoś zabiłaś? - Tom zwrócił się do mnie.
- Nie, raczej nie - odpowiedziałam.
Do czego on zmierza? Chwila, chyba nie chce zrzucić na siebie całej winy...?
- Pana matka musiałaby uznać, że ktoś ją zmusił... i zapewne o mnie słyszała - Tom uśmiechnął się.
Spojrzałam z przerażeniem na Toma rozumiejąc, co ma na myśli.
- Gdy zamknę z tobą Andreę i moja matka się o tym dowie, nie uwierzy w winę swojej wnuczki, a nawet jeślibym przedstawił jakiekolwiek dowody...
- Pana matka uzna, że to ja ją zmusiłem do tego morderstwa, zaś ona sama jest niewinna, więc... cóż... zacznie nieco inaczej patrzeć na kwestię otrzymania spadku.
- Skąd możesz być pewny, że moja matka jest tego typu osobą?
- Trochę słyszałem o niej od Andrei... i z innych źródeł.
- Z jakich innych źródeł?
Tom uśmiechnął się, jakby chciał grać miłego.
- Niestety, nie mogę panu tego powiedzieć. Więc jak? Zgodzi się pan na to, byśmy mogli zostać, czy jednak mamy wydać pańską tajemnicę? Ewentualnie może pan zamknąć nas w Azkabanie...
Ojciec milczał, patrząc na niego z wyższością. Tom i ja wytrzymywaliśmy jego spojrzenie, oczekując odpowiedzi.
- Niech będzie - tata uśmiechnął się - jednak mam pewne warunki. Nie wolno wam powiedzieć nawet słowa o moim morderstwie, klątwie i pamiętniku - stwierdził powoli i wyraźnie, jak gdyby nam groził. - A po drugie... nawet nie myślcie, że będziecie spać w jednym pokoju. Robienie tego w jakichkolwiek innych miejscach też jest zakazane.
- Proszę pana, jest pan dorosłym mężczyzną, a nazywa pan coś tak oczywistego tym? - odparł Tom z ironią w głosie.
Ja lekko uśmiechnęłam się pod nosem.
- To czy tamto... jak myślę o tym to przychodzi mi na myśl wasza dwójka i wtedy... eh, aż niedobrze mi, że jakaś szlama może... z moją czystej krwi córką - wykrzywił twarz z obrzydzenia.
- Moja rodzina nie była mugolska.
- Ze strony ojca tak.
- Ze strony matki nie - powiedział pośpiesznie Tom.
- Wkurzasz mnie - wyrwało się tacie.
- A dziękuję za komplement - znów "życzliwy" uśmiech Toma. Zachichotałam. - Swoją drogą ponoć kobiety wybierają sobie na męża i ojca swoich przyszłych dzieci mężczyznę podobnego do swojego ojca. Ciekawe, czy to prawda... jak myślisz, Andreo? Prawda to czy nie?
Zakryłam dłonią usta, nie mogąc przestać chichotać.
- Nie łudź się, że te twoje "piękne" uwagi i słowa jakkolwiek wpłyną na mój stan psychiczny.
- Ależ oczywiście, że nie. Nie chcemy, by pan jeszcze bardziej ześwi... zmienił zdanie na pewne tematy.
- Na niektóre warto zmienić. Na przykład zdanie na temat warunków naszej umowy.
- Będą łagodniejsze?
- Nie, ostrzejsze.
- W takim razie już panu nie zawracamy głowę. Chodźmy, Andreo, ponoć miałaś odwiedzić panią Juzo - wziął mnie za rękę i pokierował się w stronę wyjścia.
- Skąd o tym wiesz? - spytałam go.
- Spotkałem ją po drodze.
Minęliśmy ojca i zauważyłam, jak Tom z uśmiechem zerka w oczy mojego ojca. Ten uśmiech nie wydawał się miły czy złośliwy, ale przepełniony był wyższością i triumfem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz